Jedną z organizacji chcących wycofać ruch samochodowy z okolic szkół jest fundacja "Rodzic w Mieście". Jak informuje portalsamorzadowy.pl, zwróciła się w tej sprawie do rządu, składając na biurka poszczególnych ministrów specjalną petycję. "Apelujemy o podjęcie działań, które zmienią prawo tak, aby szkolne ulice stały się powszechne także w Polsce [...]. Potrzebujemy wsparcia samorządów w tworzeniu szkolnych ulic, edukacji dorosłych o tym, jak ich nawyki transportowe wpływają na bezpieczeństwo dzieci oraz aktualizacji przepisów i rozwiązań pozwalających na szybkie i skuteczne egzekwowanie kar za łamanie przepisów przez kierowców" - podkreślają przedstawiciele fundacji w skierowanych do władz dokumencie.
Jak wynika z badań przeprowadzonych przez Zarząd Dróg Miejskich w Warszawie w ramach programu "Droga na szóstkę", aż 20 proc. warszawskich uczniów doświadczyło niebezpiecznych sytuacji z udziałem samochodów poruszających się na drogach w okolicy szkół. Co więcej, niektórzy z nich przyznali, że zostali potrąceni. Przyczyn jest kilka.
Autorzy petycji zauważają, że w godzinach porannych wielu rodziców przywozi swoje pociechy pod szkoły, co powoduje zwiększenie się ruchu, do którego ulice i place przy tych placówkach nie są przystosowane. W związku z tym często niezgodnie z przepisami parkują oni swoje auta na chodnikach i w okolicach przejść dla pieszych, co potęguje ryzyko wystąpienia niebezpiecznych sytuacji. Co więcej, mnogość pojazdów utrudnia ruch przechodniów - dzieci często muszą przeciskać się między nimi, wchodząc na jezdnie w nieodpowiednich miejscach.
Poprawa bezpieczeństwa w obrębie okolic szkół jest jednak skomplikowanym wyzwaniem, które wymaga kompleksowych działań. Jak zauważa Jacek Szołtysek, specjalista w zakresie urbanistyki z Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach, kluczem do sukcesu w tej kwestii jest zrównoważone podejście do samego projektowania ulic. "Nie chodzi o całkowite wykluczanie ruchu, ale o inteligentne zarządzanie przestrzenią tak, aby służyła wszystkim mieszkańcom - dzieciom, rodzicom, a także innym użytkownikom miasta" - stwierdza Szołtysek.
Poczucie sprawiedliwości wymaga, aby proponowane rozwiązania były dostępne i korzystne dla wszystkich, a nie tylko dla wybranej grupy [...]. Zastanawiam się jednak, czy byłbym zadowolony, gdyby wprowadzono zakaz wjazdu w te rejony tylko dlatego, że nie mam dziecka w szkole. Tego typu decyzje muszą uwzględniać potrzeby różnych grup mieszkańców. Warto więc rozważyć wprowadzenie innych, bardziej inteligentnych rozwiązań, które zapewniłyby dzieciom bezpieczne dojście do szkoły, jednocześnie ograniczając uciążliwości dla pozostałych użytkowników przestrzeni publicznej
- dodaje ekspert cytowany przez portalsamorzadowy.pl. W podobnym tonie wypowiada się Jakub Dybalski, rzecznik prasowy Zarządu Dróg Miejskich (ZDM) w Warszawie. "To nie jest po prostu kwestia zmiany organizacji ruchu, postawienia znaków czy szlabanu obsługiwanego przez pracowników szkoły. To duża zmiana, która wymaga akceptacji całej społeczności szkolnej, w tym rodziców i nauczycieli" - zauważa rzecznik ZDM. Warto zaznaczyć, że to właśnie w stolicy podjęto pierwsze próby ograniczenia ruchu skutkujące poprawą bezpieczeństwa uczniów. Wszystko w ramach programu "Szkolne Ulice", który aktualnie działa w sześciu placówkach, a w przypadku kolejnych 30 jest na poziomie przygotowań.
Jak dodaje Dybalski, zmiany wprowadzane w okolicach placówek oświaty wymaga nie tylko odpowiedniego planowania, ale również porozumienia z rodzicami, władzami szkół, a także samymi służbami, a więc strażą miejską, policją czy lokalnymi zarządami dróg. "Zawsze znajdą się rodzice, którzy początkowo będą sceptyczni, ale nasze doświadczenia pokazują, że po wprowadzeniu zmian większość z nich szybko dostrzega korzyści. Do tej pory nie zdarzyło się, by w szkole, w której uruchomiono "Szkolną Ulicę" rodzice chcieli wrócić do wcześniejszego stanu rzeczy" - stwierdza rzecznik ZDM.