Czekają trzy dni w kolejce po paliwo. Przedświąteczny kryzys na wyspie gorącej jak wulkan

Kuba jest naprawdę malowniczą wyspą. Miejscami wygląda tak, jakby czas się na niej zatrzymał. I chyba rzeczywiście tak się stało. Bo nowe doniesienia przypominają nam polską rzeczywistość, ale z 1970 r. Na Kubie zabrakło właśnie paliwa.

Niezależni dziennikarze Radia Marti informują o poważnym kryzysie na Kubie. W największym państwie Karaibów brakuje paliwa. Dystrybutory na stacjach są puste. Kierowcy nie mają skąd wziąć benzyny do swoich samochodów. To echa kryzysu energetycznego w tym kraju.

Zobacz wideo Tylko paliwo dla ochrony posła (!) Macierewicza kosztowało ćwierć miliona!

Trzy dni w kolejce po paliwo. Nowa rzeczywistość mieszkańców Kuby

Sytuacja jest poważna. Im większe miasto, tym trudniej zdobyć benzynę. Najgorzej sprawa wygląda w całej stołecznej aglomeracji: Hawanie. Stacje starają się radzić sobie z natłokiem klientów. Sporządzane są listy kolejkowe. Choć to i tak nie zatrzymuje kierowców. Jak donosi radio Marti, kierowcy przychodzą pieszo z baniakami w rękach i tworzą w ten sposób wielokilometrowe kolejki. Kubańczycy są przyzwyczajeni do problemów i kryzysów, ale mimo to nastroje nie są najlepsze. Nie ma się zatem co dziwić, że na kubańskich CPN-ach wybuchają awantury. Dlatego coraz częściej do pilnowania porządku angażowane są służby bezpieczeństwa.

Na Kubie jest jak w Polsce w 1970 r. Brakuje nawet paliwa do samolotów

Opis sytuacji – w tym bardziej listy kolejkowe, niż awantury – przypomina kryzys naftowy, do którego doszło w Polsce. Tyle że u nas miało to miejsce na przełomie roku 1969 i 1970. A więc 54 lata temu! To pokazuje jedynie, jak mocno zacofana jest Kuba i jak poważny jest obecny w niej kryzys energetyczny. A warto tylko dodać, że nie są to pierwsze problemy z dostawami paliwa na Kubie. Na początku grudnia w kraju został sparaliżowany ruch lotniczy. Linie musiały odwoływać loty, bo na kubańskich lotniskach nie było jak zatankować samolotów.

Rząd Kuby chce walczyć z kryzysem... fotowoltaiką.

Oczywiście nie jest też tak, że rząd kubański pozostaje ślepy na sytuację. On chce działać i ma nawet pomysł. Władze kraju planują rozwiązać kryzys energetyczny poprzez zwiększenie produkcji energii ze źródeł odnawialnych. Minister Vicente de la O Levy odpowiedzialny na Kubie za sprawy energii i przemysłu wydobywczego zapowiedział w parlamencie, że do 2025 r. rząd zainwestuje w instalacje systemów fotowoltaicznych oraz budowę farm wiatrowych. Tylko skąd weźmie na to pieniądze, spełni swoją obietnicę w tak krótkim czasie. Poza tym jak to się ma do rynku paliwowego i dostaw benzyny? W wielu sytuacjach nie da się łatwo zastąpić energii pochodzącej z paliw kopalnych elektryczną. Z tego, co wiemy, samochody elektryczne nie są zbyt popularne na Kubie, dlatego słowa ministra brzmią jak demagogia i populizm.

Więcej o: