Wieści dotyczące możliwości uzyskania prawa jazdy przez 17-latków ucieszyły wielu obywateli. Zresztą starsi kierowcy doskonale pamiętają czasy, gdy nie było to niczym szczególnym - wymóg dotyczący ukończenia 18. roku życia wprowadzono w 2002 roku. Do tego czasu także o rok młodsze osoby mogły ubiegać się o uprawnienia nie tylko kat. B, lecz także na m.in. motocykle (kat. A bez podziału na podkategorie). Co ciekawe, w latach 60. prawo jazdy było w zasięgu także 16-latków. Zdaniem Ministerstwa Infrastruktury powrót do poprzedniej, niższej granicy wieku przyczyni się do poprawy bezpieczeństwa na drogach. Jednak w tej beczce miodu musiała znaleźć się łyżka dziegciu. Ministerstwo wprowadzi zmiany z dość poważnymi obostrzeniami.
Przede wszystkim 17-letni kierowcy będą mogli prowadzić jedynie w obecności osoby, która skończyła 24. rok życia i ma prawo jazdy kat. B od przynajmniej pięciu lat. Taki opiekun będzie musiał być również każdorazowo trzeźwy. Co więcej, młodych prowadzących będzie obowiązywał okres próbny, podczas którego będą musieli spełniać wymóg pełnej trzeźwości (brak limitu 0,2 promila) oraz stosować się do zaostrzonych ograniczeń prędkości. W przypadku dróg w obszarze zabudowanym limit pozostanie ten sam (50 km/h), jednak poza nim obniżony zostanie do 80 km/h, a na autostradach i drogach ekspresowych dwujezdniowych - do 100 km/h. 17-latkowie nie będą mogli również wykonywać przewozu osób taksówką albo w ramach przewozu okazjonalnego.
Nowe regulacje rzeczywiście mogą w jakimś stopniu wpłynąć na poziom bezpieczeństwa na drogach. Jak wynika ze statystyk dotyczących wypadków drogowych, ich sprawcami są głównie kierowcy w grupie wiekowej 18-24, a więc świeżo upieczeni kierowcy bez odpowiedniego doświadczenia. Można jednak podejrzewać, że wielu potencjalnych kandydatów będzie wolało zapisać się na kurs już po ukończeniu 18. roku życia i nie podlegać ograniczeniom.
Podchodząc do sprawy na chłodno, by rzeczywiście nasze drogi stały się bezpieczniejsze, ograniczeniami powinny zostać otoczone nie tylko osoby 17-letnie, lecz także pełnoletnie, które dopiero co uzyskały uprawnienia. Kwestia wieku jest tu drugorzędna, chociaż nie do końca - młodsze osoby nadal jeszcze dorastają (zdaniem neurologów dojrzewanie i pełny rozwój mózgu trwa średnio do 24.-25. roku życia), przez co niejednokrotnie brakuje im zdrowego rozsądku i chęci brania odpowiedzialności za swoje czyny. Z drugiej strony patrząc na nasze ulice, wydaje się, że polscy kierowcy są niczym hobbici - prawdziwą pełnoletniość osiągają po 33. roku życia. Tu jednak musimy się zatrzymać.
Wartą poruszenia i jednocześnie podstawową kwestią jest szeroko pojęta wolność jednostki. Wielu z nas starało się uzyskać prawo jazdy, by w końcu stać się niezależnym od czynników zewnętrznych. Z uprawnieniami nie jest się skazanym na często niepunktualną komunikację miejską i kolej czy też konieczność proszenia o podwózkę rodziców, rodzinę albo znajomych. Co więcej, dla wielu dorosłych mieszkających na prowincji brak uprawnień skazuje na wykluczenie komunikacyjne. Motoryzacja to wolność. Co więcej, możliwość nieskrępowanego korzystania z pojazdu w młodym wieku pozwoliłaby na czerpanie większej satysfakcji z życia. W końcu właśnie wtedy mamy najwięcej czasu na kolekcjonowanie wspomnień. Podróże, spędzanie czasu ze znajomymi, samotne wieczorne przejażdżki itd. - czy to nie brzmi wspaniale? Tutaj jednak ponownie musimy powrócić do kwestii odpowiedzialności.
By cieszyć się z pełni obywatelskich swobód, musimy przestrzegać ustalonych norm. W gruncie rzeczy otrzymujemy pewien kredyt zaufania. Dopiero gdy złamiemy prawo, musimy mierzyć się z zasłużoną karą. Niestety, jako społeczeństwa dochodzimy do tego przerażającego momentu, w którym rządzący będą chcieli narzucać nam coraz to bardziej zaostrzone przepisy, wychodząc z założenia, że nie jesteśmy na tyle odpowiedzialni, by móc korzystać ze swoich swobód, a niejednokrotnie zagrażamy samym sobie.
Co smutne, olbrzymia w tym nasza zasługa... Rzecz jasna nigdy do końca nie wyeliminujemy ryzyka powstawania wypadków i kolizji drogowych - świat nie był i nie będzie w pełni bezpieczny. Możemy jednak starać się zmienić coś w tej kwestii.
Jeżeli kierowcy i piesi naprawdę staliby się bardziej odpowiedzialni i przestrzegali przepisów, które na dobrą sprawę są gwarantem bezpieczeństwa wszystkich użytkowników dróg, nie trzeba byłoby wprowadzać często przesadzonych przepisów i obostrzeń. W przypadku młodych kierowców kluczowe jest również zachowanie rodziców. W końcu dzieci i młodzież często podświadomie czerpią ze wzorców przekazanych przez starszych. Zresztą jak głosi przysłowie - "czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci". Starajmy się więc stać nieco bardziej odpowiedzialni i zdyscyplinowani. Nie szukajmy wymówek, bo od tego zależy przyszłość następnych pokoleń. Gdybyśmy stali się w stosunku do nas samych bardziej wymagający, prawa jazdy mogłyby być wydawane również 16-latkom, i to bez żadnych dodatkowych restrykcji. Oczywiście tak radykalna zmiana naszego zachowania wydaje się nieco utopijna (nigdy nie uda się wyplenić z ludzi zwierzęcego egoizmu), jednak warto starać się wejść na wyższy poziom w kwestii osobistej odpowiedzialności...
Oczywiście pomysł ministerstwa zasługuje na pochwałę. Rozwiązanie jest o tyle dobre, że młodzi kierowcy będą mogli zdobywać wręcz bezcenne doświadczenie pod okiem "zaprawionych w drogowych bojach" prowadzących. Z drugiej strony możliwości komunikacyjne świeżo upieczonych adeptów będą w gruncie rzeczy ograniczone jedynie do rodzinnych podróży pod okiem rodziców. Co prawda, lepsza taka możliwość niż żadna. Pierwszy raz od wielu lat społeczeństwo zyskuje, a nie jeszcze bardziej zostaje ograniczone. Czy będzie to miało jakikolwiek wpływ na poziom bezpieczeństwa na drogach? Niewykluczone, chociaż na pewne wnioski będziemy musieli poczekać.