Stellantis tworzący z chińskim Leapmotor spółkę joint venture jakiś czas temu poinformowały, że niewielki miejski elektryk T03 będzie montowany w tyskiej fabryce. Pierwsze egzemplarze modelu zjechały z linii pod koniec września. Co ciekawe, polski zakład okazał się dla producenta na tyle atrakcyjnym z biznesowego punktu widzenia miejscem, że powstawać miał tu także drugi elektryczny pojazd, a dokładnie crossover B10. Teraz jednak branżę obiegła informacja, że Chińczycy wycofali się z tego pomysłu. Wszystkiemu winne są karne cła, które Unia nałożyła na producentów produkujących swoje elektryczne pojazdy w Państwie Środka.
Jak informuje agencja Reuters, Chińczycy porzucili plan produkcji drugiego elektryka w fabryce w Tychach wkrótce po wejściu w życie karnych ceł na samochody elektryczne produkowane w ChRL. Jest to związane z decyzją rządu w Pekinie, który nakazał producentom wstrzymanie dużych inwestycji w krajach europejskich, które popierały nałożenie dodatkowych ceł. Do tej grupy zalicza się m.in. Polska.
Gdzie więc mogłaby zostać przeniesiona produkcja modelu? Zdaniem informatorów agencji w grę wchodzą dwa zakłady. Mowa o fabryce w Eisenach w Niemczech lub obiektu w Trnavie na Słowacji. Dlaczego? Oba wymienione państwa opowiedziały się przeciwko wprowadzeniu dodatkowych opłat celnych. Na ten moment jednak nic nie jest przesądzone. Agencja poprosiła o komentarz nie tylko chińskie ministerstwo, ale także pozostałe zaangażowane strony. Niestety, przedstawiciele władz - w tym polskie ministerstwo przemysłu - nie odnieśli się do prośby Reutersa.
Jak wskazują eksperci, produkcja elektrycznego crossovera prawdopodobnie zostanie przekazana w ręce Słowaków. Dlaczego? Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, chodzi o pieniądze. Montaż pojazdów w Niemczech byłby zdecydowanie droższy tak w kwestii siły roboczej, jak i pozostałych kosztów. Co prawda najbardziej intratna dla spółki byłaby produkcja pojazdów w zakładzie w Tychach, jednak rząd w Pekinie musi w jakiś sposób odgryźć się na polskich władzach za poparcie karnych ceł. Warto pokreślić, że nawet jeżeli godziłoby to w jakiś sposób w interesy spółki, jej przedstawiciele nie mogą odwołać się od decyzji władz - zgodnie z chińskimi przepisami firmy muszą każdorazowo uzyskać zgodę Pekinu na swoje bezpośrednie inwestycje zagraniczne.
Karne cła na samochody elektryczne wyprodukowane w Chinach są wynikiem wielomiesięcznego śledztwa przeprowadzonego przez Komisję Europejską. Władze Państwa Środka dotowały producentów, wspierając ich na każdym etapie produkcji. Pozwoliło to chińskim koncernom oferować na Starym Kontynencie pojazdy w zaskakująco niskich cenach, tym samym skutecznie utrudniając europejskim markom konkurowanie z nimi na rynku.
Finalne stawki ceł były ustalane indywidualnie dla każdego producenta i zależały od tego, czy dany podmiot współpracował z KE podczas dochodzenia. Przedsiębiorstwa, które nie chciały udzielać wyjaśnień, zostały obciążone wyższymi opłatami. Największa stawka została nałożona na koncern SAIC, a więc 35,3 proc., natomiast najniższą przyznano Tesli - 7,8 proc. Pozostałe przedsiębiorstwa obciążono cłami wynoszącymi od 17 do 35,3 proc. Co więcej, są doliczane do aktualnej 10-procentowej opłaty celnej.