Dla wielu szokujące okazały się doniesienia dotyczące planów zamknięcia dwóch, a teraz już trzech niemieckich fabryk Volkswagena. Nie tylko problemy wewnętrzne skłoniły zarząd koncernu do podjęcia tak drastycznych kroków. Wpływ na to miały także niepokojące rynkowe realia, a więc spadek popytu na nowe samochody, a także konkurencja ze strony dalekowschodnich producentów. Patrząc na wyniki finansowe wielu marek łatwo dojść do wniosku, że europejska branża samochodowa wchodzi w jeden z największych kryzysów w historii.
Do grona zmagających się z problemami przedsiębiorstw należy także Michelin. Oponiarski gigant poinformował, że zamierza zamknąć dwie fabryki w Cholet i Vannes, zlokalizowanych na zachodzie Francji. Naturalnie likwidacja zakładów wiązać się będzie z grupowymi zwolnieniami. Na bruk pójdzie łącznie ok. 1250 pracowników. Czym przedsiębiorstwo tłumaczy swoją decyzję?
Michelin poinformował, że do zamknięcia zakładów doprowadziła zmiana na rynku oponiarskim. Klienci coraz częściej sięgają po tanie opony z niskiej półki produkowane przez firmy z Chin, co rzecz jasna uderza w segment premium, do którego francuska marka należy. To też doprowadziło do nadwyżki produkcyjnej w niektórych zakładach. Jak stwierdzili przedstawiciele przedsiębiorstwa, fabryki w Cholet i Vannes zostały "poważnie dotknięte strukturalną transformacją rynków opon do samochodów osobowych, dostawczych i ciężarówek oraz pogarszającą się konkurencyjnością Europy, w szczególności z powodu inflacji i rosnących cen energii".
Do decyzji firmy odniósł się sam premier Francji Michel Barnier. Podczas swojego wystąpienia przed Zgromadzeniem Narodowym (izba niższa francuskiego parlamentu) stwierdził, że ubolewa nad decyzją zarządu Michelin, dodając, że poszkodowanym pracownikom należy pomóc wszelkimi dostępnymi środkami. "Sektor motoryzacyjny jest w bardzo trudnym położeniu i to nie nie tylko w naszym kraju" - przyznał Barnier, dodając, że Europa musi bronić swojego przemysłu przeciwko nieuczciwej zagranicznej konkurencji z większym zaangażowaniem, jednocześnie porzucając swoją naiwność. W podobnym tonie wypowiada się sam minister przemysłu Marc Ferracci. Stwierdził, że Europie potrzebny jest "plan awaryjny", który pozwoliłby uratować sektor motoryzacyjny. Co więcej, zapowiedział, że będzie pracował nad stworzeniem stosownych projektów ustaw, które przedstawi na unijnym forum w ciągu najbliższych kilku tygodni.
Michelin - firma ze 135-letnią tradycją, zatrudniająca w samej Francji prawie 15 tys. pracowników w łącznie 15 zakładach - już od jakiegoś czasu musi mierzyć się ze swoją trudną pozycją. W zeszłym roku poinformowała o zamknięciu dwóch zakładów w Niemczech zajmujących się produkcją opon do ciężarówek. Co więcej, w październiku obniżyła prognozy dotyczące rocznego zysku. Jest to spowodowane wyraźnym spowolnieniem na rynku motoryzacyjnym w trzecim kwartale.