Google zaliczyło gigantyczną wpadkę. Przy okazji aktualizacji map doszło do ujawnienia lokalizacji ukraińskich systemów obronnych. Informacje te natychmiast trafiły w ręce rosyjskich wojskowych, którzy zaczęli się nimi wymieniać na platformach internetowych.
W sprawie szybko zwrócono się do Google z prośbą o natychmiastowe naprawienie błędu. Jednak jak podaje Kowalenko, początkowo firma miała poinformować, że "pracownicy mają weekend". Dopiero dwie godziny później, po szerokim nagłośnieniu problemu, przedstawiciele platformy nawiązali kontakt z ukraińskimi władzami, obiecując, że zajmą się sytuacją.
W międzyczasie, sytuacja na froncie pozostaje napięta. Sztab Generalny Sił Zbrojnych Ukrainy poinformował, że Rosjanie skupili swoje główne działania ofensywne w rejonach Pokrowska i Kurakhiwska, intensyfikując także ataki w kierunku Lymanu. W ciągu niedzieli doszło do 160 starć bojowych, a na froncie charkowskim rosyjscy żołnierze czterokrotnie szturmowali pozycje ukraińskie, stosując również ataki bombowe na miejscowości takie jak Murawsko, Kowal i Zrubanka.
Według Sztabu Generalnego, rosyjskie wojska poniosły znaczące straty, tracąc na kierunku pokrowskim 213 żołnierzy oraz kilka pojazdów bojowych. Ukraińscy wojskowi zwracają uwagę na konieczność wzmożonej ostrożności w kontekście możliwego wykorzystania informacji z Google Maps przez wroga.
Andrij Kowalenko, komentując sytuację w mediach społecznościowych, wyraził oburzenie, że w czasach, gdy technologia powinna wspierać działania obronne, staje się źródłem niebezpieczeństwa. "Co jest nie tak z tym światem?" – pyta Kowalenko, apelując o odpowiedzialność w zarządzaniu danymi geolokalizacyjnymi na globalnych platformach.
Jak wskazują eksperci, ta sytuacja to przypomnienie o konieczności zachowania wysokich standardów bezpieczeństwa i ścisłej współpracy z władzami lokalnymi, szczególnie w kontekście trwających konfliktów zbrojnych.