Może weźmiesz udział w warszawskim teście mobilności – zapytał mój szef. Pytanie retoryczne? Zawsze mogłem odmówić. Cóż, czemu nie – odpowiedziałem. Podjąłem się dość szczególnego wyzwania. Świadomie zdecydowałem się na jazdę w porannych godzinach szczytu (zwykły dzień roboczy w połowie września), by niemal z końca miasta dostać się do centrum Warszawy. Nie byłem sam. Punktualnie o 8 rano, wystartowało ponad 40 uczestników aż z sześciu różnych lokalizacji. Cel to ul. Giełdowa w okolicach Ronda Daszyńskiego.
A czym podróżowali? W każdym z miejsc mieli do dyspozycji samochody elektryczny i hybrydowy, skuter elektryczny, rowery (konwencjonalny i wspomagany silnikiem na prąd), komunikację miejską czy różne środki transportu w ramach nowej karty mobilnościowej Arval Mobility Pass. Jak na motoryzacyjną redakcję przystało, wybrałem samochód. Moim środkiem transportu został duży hybrydowy SUV Hyundai Santa Fe.
Przyznaję, że miałem niezły orzech do zgryzienia. Jaką trasę wybrać, gdy rzadko kiedy przemieszczam się po tej okolicy? Uznałem, że sięgnę po nawigację w telefonie. A właściwie to dwie nawigacje. Sprawdziłem, co proponowały Google Maps i NaviExpert. Tego dnia nie były zgodne i poprowadziły zupełnie inaczej przez Warszawę, której mapa mieniła się w czerwonych barwach i licznych zatorach. Zaufałem NaviExpertowi, który wyznaczył trasę tak, by ominąć remontowany odcinek Trasy Łazienkowskiej.
Oczywiście to nie był wyścig. Wszyscy byli zobligowani do przestrzegania przepisów ruchu drogowego. Od razu założyłem, że w korkach nie mam szans ze skuterem elektrycznym. Przyjąłem, że na metę wcześniej dotrze także kierująca autem na prąd. W końcu trudno przecenić przywilej jazdy buspasem dla kierujących elektrykami. Prowadząc hybrydę, muszę grzecznie stać w korku.
Na mecie zameldowałem się po 40 minutach. I tak oto odnotowano mój czas netto. Doliczono mi jeszcze kolejne 8 minut. Tyle potrzebowałem na znalezienie wolnego miejsca parkingowego i spacer do wskazanego punktu. Tym samym udało mi się wyprzedzić samochód elektryczny (okazało się, że kierująca wybrała Google Maps, które wyznaczyło bardziej zakorkowaną trasę) oraz podróżujących komunikacją miejską i transportem w ramach karty Mobility Pass (tramwaj i Uber). A czas rowerzystów? Całkiem imponujący. Dotarli tuż po tym jak znalazłem wolne miejsce parkingowe.
A jak to wyglądało w przypadku pozostałych tras? Łatwo wskazać zwycięzców. Innymi słowy, jednoślady górą. Ale to niejedyny wniosek. Organizatorzy testu włożyli sporo wysiłku w przeanalizowanie tras, wyliczenia emisji, zużycia paliwa i szacunkowych kosztów. Szczegóły znajdziesz w galerii dołączonej do tekstu.