Ostrzeganie innych kierowców przed niebezpieczeństwami na drodze wydaje się naturalnym odruchem, który pomaga zapobiegać wypadkom i zwiększa bezpieczeństwo. W szczególności na autostradach i "eskach", gdzie prędkości są wysokie, sygnalizowanie nagłego hamowania za pomocą świateł awaryjnych może uratować życie. Mimo to powszechny nawyk nie idzie w parze z przepisami obowiązującymi w naszym kraju.
Kierowcy na autostradach często używają świateł awaryjnych, aby ostrzec innych uczestników ruchu o nagłych zagrożeniach, takich jak niespodziewane korki lub gwałtowne hamowanie. Wyobraź sobie, że jedziesz z dużą prędkością, a nagle, tuż przed tobą, pojawia się korek. Aby uniknąć najechania na poprzedzający pojazd, kierowcy włączają światła awaryjne, co sygnalizuje nadjeżdżającym z tyłu, by zaczęli zwalniać i zachowali większą ostrożność. To praktyczne rozwiązanie, zwiększające bezpieczeństwo, jednak w Polsce nie jest ono zgodne z obowiązującymi przepisami.
Prawo o ruchu drogowym (Art. 50) przewiduje, że światła awaryjne można włączać tylko w przypadku postoju pojazdu z powodu awarii lub wypadku, a nie w czasie jazdy. Oznacza to, że ich użycie w sytuacjach ostrzegania o nagłym hamowaniu nie jest dozwolone?. To jeden z paradoksów, gdzie przepisy nie zostały dostosowane do rzeczywistych potrzeb na drogach, ponieważ urzędnicy odpowiedzialni za zmiany w prawie nie zawsze nadążają za zmieniającymi się warunkami i praktykami kierowców. W rezultacie nieuprawnione użycie świateł awaryjnych może skutkować mandatem, który sięga nawet 300 zł.
Wyobraź sobie, że jedziesz autostradą i nagle twoje auto zaczyna szwankować. Choć to stresująca sytuacja, musisz szybko i bezpiecznie zareagować, aby nie stworzyć zagrożenia na drodze.
Jeśli masz ochotę, to zagłosuj w naszej sondzie, która znajduje się poniżej.