Mitsubishi Colt CZT

Pamiętacie jeszcze Renault 5 Turbo, Fiata Uno Turbo albo Volkswagena Polo G40? Czasy szybkich maluchów z doładowaniem wracają! Obok Ibizy Cupry, MINI Coopera S i Polo GTI stanął Mitsubishi Colt CZT. Jego wygląd w połączeniu z mocnym silnikiem wiele obiecuje, ale czy to wystrzałowe połączenie można nazwać "baby Evo"?

Małe samochody to duży rynek, zwłaszcza w Europie, która zmuszona jest do korzystania z aut segmentu A i B. Miejsca na drogach i parkingach coraz mniej, koszty użytkowania coraz wyższe, więc i możliwości przebierania i grymaszenia w ofercie producentów - ograniczone. Czyżby? Producenci małych samochodów już wiedzą, że muszą wyposażeniem, komfortem i osiągami gonić większe modele. I robią to z coraz lepszym rezultatem. Komplet poduszek powietrznych, automatyczna klimatyzacja, radio z odtwarzaczem MP3 to już punkty obowiązkowe na liście wyposażenia dodatkowego. Maluchy coraz bardziej się rozrastają i przybierają na wadze. Era lekkich mieszczuchów to już przeszłość, ale nie ma co rozpaczać. Wraz z masą rośnie też liczba koni mechanicznych, osiągi stają się coraz lepsze. Trzeba "tylko" sięgnąć po najmocniejsze wersje silnikowe, a tych nie brakuje. Mocne diesle? Zapraszamy do Skody po Fabię RS i do Seata po Ibizę FR. Benzyniaki o dużej pojemności? To domena Forda (Fiesta ST, nie oferowana w Polsce) oraz Renault (Clio 182) czy Peugeota z "dwieścieszóstką" RC. Nie pasuje? To są jeszcze średnie benzynówki z doładowaniem - ostatni krzyk mody, której tropem niebawem podąży wspomniany Peugeot (model 207) czy Opel z najmocniejszą Corsą. Nie ma się czemu dziwić. Doładowanie pozwala utrzymać pojemność silnika na rozsądnym poziomie (podatki i ubezpieczenia!), daje dobre osiągi i umiarkowane zużycie paliwa oraz w miarę czyste spaliny. Czyli wszystko to, czego spodziewamy się po małym samochodzie. Colt CZT obiecuje też, że w przypadku doładowanych maluchów można liczyć na frajdę z jazdy. Ale do tego potrzebne są jeszcze odpowiednie drogi...

Wygrać z koleinami

Trasa A2, Terespol - Warszawa. Ulewny deszcz zmusza wycieraczki do wytężonej pracy. Coraz bardziej kulę się w grubo tapicerowanym kubełku, skupiając na jeździe. Wyprzedzając kolejnego tira, znów przeskakuję wypełnioną wodą koleinę i po raz kolejny walczę z kierownicą wyrywającą się z rąk. Mrugająca pomarańczowa lampka kontroli trakcji zdaje się krzyczeć: mniej gazu! A przecież wcale tak mocno nie wdepnąłem. Przede mną następna ciężarówka. I jeszcze jedna. Omijanie rynien z wodą to nie wszystko. Większe kałuże drażnią ESP, a zalane deszczówką dziury tylko czekają, aż wpadnę z wizytą, przedstawiając im niskoprofilowe Goodyeary. Łup! Tym razem mulda przypomniała o utwardzonym zawieszeniu z ograniczonym skokiem. CZT ma sprężyny sztywniejsze o jedną czwartą od seryjnego Colta, a do tego wzmocnione wahacze i rozpórkę przedniego zawieszenia wepchniętą głęboko pod szybę. Sztywność samochodu robi wrażenie, ale po stu kilometrach walki o przetrwanie jestem zbyt zmęczony, by to docenić. Cieszy mnie za to seryjna klimatyzacja, która pozwala szybciej osuszyć zaparowane szyby. Wreszcie Warszawa. Drogi wcale nie lepsze, ale dobrze znane. Deszcz ustaje, a Colt wbija się w gęsty ruch stolicy. Tam, gdzie w innych samochodach potrzebowałbym ciągle mieszać biegami, w Mitsubishi wystarczy mi "trójka". Półtoralitrowy silnik z turbosprężarką rozwija 150 KM i aż 210 Nm i jest bardzo elastyczny. Turbodziura w zasadzie nie istnieje - maksymalny moment osiągany jest przy 3500 obrotach, ale już tysiąc niżej sporo się dzieje. Martwi jedynie zużycie paliwa - wskazywane przez komputer 11,7 to zdecydowanie za dużo jak na miejskie auto. Zjeżdżając na stację, przypominam sobie doświadczenia kolegi, właściciela Evo VIII, który wlewa do swojego samochodu wyłącznie wysokooktanowe paliwo. Może i Coltowi trzeba zmienić dietę? Parę minut później po zatankowaniu do pełna Ultimate 98 zjeżdżam w stronę Krakowa. Tego dnia CZT ma wykazać się na torze w Miedzianej Górze pod Kielcami.

Dziwne oszczędności

Pogoda coraz lepsza, ruch też nie przeszkadza. Wreszcie mogę spokojnie przyjrzeć się wnętrzu najmocniejszego z Coltów. Sportowy fotel poznałem organoleptycznie. Jego gabaryty imponują, podobnie jak trzymanie boczne i zakres regulacji. Poza tym - jest wygodny. Gdyby jeszcze po wpuszczeniu pasażera na tylną kanapę wracał do poprzedniego położenia. Do idealnej pozycji za kierownicą brakuje mi tylko jej osiowej regulacji. Grube koło dobrze leży w dłoniach, a ramiona kryją z tyłu przełączniki do sterowania fabrycznym radioodtwarzaczem CD. Poniżej zestawu audio znalazły się pokrętła klimatyzacji z dziwnymi, błękitnymi wstawkami. Podobne akcenty zdobią dolną część konsoli oraz mieszek lewarka skrzyni biegów. Z daleka wygląda to dość ko(s)micznie (zwłaszcza w zestawieniu z osobliwą popielniczką), ale po bliższym kontakcie przywodzi raczej na myśl akcesoria z wyprzedaży w Ikei. Sportowe akcenty to srebrne nakładki na pedały i białe tarcze zegarów. Szkoda, że ktoś zapomniał o wskaźniku temperatury silnika. Produkowana w Japonii jednostka ma drążony wałek rozrządu, tłoki o niskim współczynniku tarcia i chłodnicę powietrza doładowującego, ale ktoś zapomniał o małej wskazówce w zestawie zegarów. To tak, jakby tytanowego TAG Heuera nosić bez żadnego paska ani bransolety. Tyle że zegarek się nie zatrze, a silnik w CZT bliski był temu stanowi. Przed wyjazdem z Warszawy sprawdziłem olej. Był pod kreską oznaczającą minimum, więc niezbędna była litrowa dolewka. Po 200 kilometrach strzałka paliwomierza informuje, że bak jest pełny w ponad połowie. Komputer pokładowy potwierdza to wskazanie. 8,8 litra na setkę to wynik do przyjęcia, choć Mroczek twierdzi, że pod jego nogą zużycie wyniosło 17 litrów! Pod tym względem Colt przypomina mocniejszego brata, Lancera, który potrafi odwdzięczyć się za odpowiednie traktowanie. Muskasz gaz - popija grzecznie, depczesz do dna - żłopie bez opamiętania. Czy CZT ma podobne do Evo maniery na torze? Jeszcze tylko dopompuję opony i zaraz się o tym przekonam.

Interwencja

Prosta startowa Toru Kielce. Tu Colt może odetchnąć pełną piersią, pompując do cylindrów schłodzone powietrze przepuszczone przez turbosprężarkę. Jeszcze na dwójce przekracza 100 km/h, z gniewnym pomrukiem wpada w tor kartingowy i... ESP tak zbawienne na mokrej nawierzchni obcina obroty, wyhamowując przy okazji koła. Na próżno szukać wyłącznika elektroniki. Chcesz pobawić się Coltem? Naucz się płynnej jazdy. Po kolejnym okrążeniu już wiem, gdzie nie dodawać zbyt dużo gazu, a gdzie wcześniej hamować. Elektrycznie wspomagany układ kierowniczy jest średnio precyzyjny, a powinien być dokładniejszy, bo nawet większy o kilka stopni skręt kół może wywołać reakcję ESP. Po kilku okrążeniach czuję, jak nękane częstymi interwencjami ABS-u hamulce mają trochę dość. Zawieszenie spisuje się nieźle. Wyraźnie widać jego zalety na równym asfalcie. Samochód mało się przechyla i łatwo wyczuć zachowanie obu osi. Jadąc poniżej limitu przyczepności, nie trzeba się obawiać mrugającej pomarańczowej lampki. Duży plus za precyzyjną skrzynię biegów. Pięciostopniowy GETRAG dobrze współpracuje z silnikiem i, co najważniejsze, nawet na torze ułatwia szybką zmianę przełożeń. Paradoksalnie, dopiero na ciasnym torze kartingowym zauważam, jak szerokie są przednie słupki. Karoseria Colta zbliżona nieco do nadwozi vanów jest atrakcyjna, ale ma swoje minusy. To właśnie widoczność na skos do przodu i do tyłu - podczas cofania. Pod tym drugim względem wersja pięciodrzwiowa, choć pudełkowata, wydaje się bardziej funkcjonalna. Ale nie montuje się do niej silnika 1.5 turbo. Zaalarmowany zapachem przegrzanych hamulców zjeżdżam z toru i nie gasząc silnika (turbo!), oglądam Colta z zewnątrz. Ładny to on jest z pewnością. Niemal jednobryłowe nadwozie wygląda bardzo dynamicznie. Dwuipółmetrowy rozstaw osi (podwozie takie jak w Smarcie ForFour) rozepchnął koła w narożniki karoserii. Pikanterii dodają lekko wybrzuszone błotniki skrywające felgi 16" z oponami 205/45. Do tego kilka akcentów sportowych w postaci grilla z siatką, progów i spojlera nad tylną klapą, a wszystko polakierowane na czerwono. O ile przód samochodu jest dość oryginalny, o tyle tył budzi skojarzenia z Alfą 147. Nic wstydliwego. Wskakuję za kółko i jeszcze raz próbuję zaprzyjaźnić się z małą bronią Mitsubishi.

Obiecanki cacanki

Godzinę później wiem już, że ciasny tor nie jest domeną Colta CZT. Pomimo zastosowania belki w tylnym zawieszeniu samochód prowadzi się poprawnie i przewidywalnie aż do momentu, gdy zbyt wiele mocy rzuconej na przednie koła wezwie na pomoc niewyłączalną elektronikę. A z tą trudno dyskutować. Do domu wracam z pewnym niedosytem. Colt znacznie więcej obiecuje, niż daje. Wciąga kierowcę do zabawy, pokazując cukierek, angażuje na całego i gdy już po niego sięgasz, okazuje się, że zamiast słodyczy w ustach masz smak papierka. CZT jest świetnie wyposażony, ma ciekawy wygląd i mocny silnik. Ale trudno nazwać go "baby Evo". Jeśli już, to Evo I, któremu daleko do najnowszej generacji. Choć, podobno, ostatnie wcielenia słynnego Lancera wcale nie są najlepsze...

Mitsubishi Colt CZT - kompendium

* dane producenta

[NASZE NOTY]

skala 0-8

[NASZE POMIARY]

[OCENA KOŃCOWA]

Mitsubishi mocno pracuje nad wizerunkiem sportowej marki. Słynne Evo przetarło szlaki, którymi podążają teraz Outlander Turbo oraz Colt CZT. Najmniejsze Mitsu ma wszelkie atrybuty "gorącego hatchbacka", jednak drobne szczegóły (niewyłączalne ESP, brak osiowej regulacji kierownicy czy wskaźnika temperatury silnika) nieco psują ogólne wrażenie. Pozostaje nadzieja, że Evo II będzie lepsze.

Więcej o: