Na Facebooku jest grupa publiczna zatytułowana Milage Impossible (po polsku: Niemożliwe Przebiegi). Nazwa mówi wszystko o jej zawartości. Kierowcy chwalą się tam imponującymi przebiegami swoich aut. Dystans, który pokonał Aston Martin Vantage z 2006 r. jest absurdalnie duży, zwłaszcza w przypadku tak ekskluzywnego samochodu. Chodzi o 515 309 km. Dlaczego nowy właściciel zdecydował się kupić tak ryzykowne auto?
Vince Marchefort, który to niedawno zrobił i jest autorem postu, pisze szczerze, że elementem oferty, która go przyciągnęła, była kosmicznie niska cena. Z tego co pisze, zapłacić za brytyjski supersamochód tylko 22 tys. euro. Na razie pokonał nim 1000 km w drodze do domu i jest zadowolony, ale w przyszłości oczekuje kłopotów. To samo przepowiadają mu inni użytkownicy tej grupy. Czy chodzi tylko o zazdrość?
Nie do końca. Z jednej strony auta luksusowych marek kosztują krocie, więc powinny być wykonane wyjątkowo porządnie. Jednak takie modele nie są projektowane z myślą o niebotycznych przebiegach i drogie w utrzymaniu. Dla ludzi, którzy płacą za nie setki tysięcy euro, ważne są inne cechy. Chodzi o luksus, osiągi i poczucie wyjątkowości w czasie jazdy. Większość kierowców tego typu aut i tak nie ma czasu nimi dużo jeździć albo dzielą swój przebieg pomiędzy wiele samochodów. Poza tym bogaczom szybko się nudzą ich zabawki. Wtedy kupują nowe, a starsze sprzedają lub chowają w najciemniejszych zakątkach garaży, gdzie zbierają kurz. Dawniej wyglądało to trochę inaczej, ale postęp działa na niekorzyść długiej eksploatacji nawet tak drogich modeli, bo bardzo szybko starzeją się technologicznie.
Pomarańczowy Aston Martin V8 Vantage Vince'a Marcheforta wygląda na zdjęciach pięknie pomimo przebiegu przekraczającego pół miliona kilometrów. Chociaż zderzaki sugerują że to model V8 Vantage S jego nowy nabytek jest bazową wersją tego modelu Astona Martina wyprodukowaną w 2006 roku. Jednak w tym przypadku słowo "bazowy" jest sporym niedopowiedzeniem. Wszak chodzi o samochód sportowy bardzo ekskluzywnej marki z silnikiem V8 o poj. 4,3 l i mocy 385 KM, ręcznie składanym w fabryce Astona w Kolonii, przynajmniej jeśli mowa o egzemplarzach z pierwszych lat produkcji (2005-2008), bo później pojemność zwiększono do 4,7 l a moc do 420 KM.
Napęd w egzemplarzu ze zdjęć jest przenoszony na tylne koła za pośrednictwem 6-biegowej skrzyni Graziano. To pozwala na przyspieszenie do setki w 4,8 sekundy i rozpędzenie auta do prędkości 282 km/h. Najtańszy model Astona Martina miał być alternatywą dla klientów Porsche 911, ale jego sprzedaż w porównaniu z niemieckim autem była znikoma. Wprawdzie firma chwaliła się rekordową sprzedażą Vantage'a, która przekroczyła 10 tys. sztuk, ale to kwestia punktu odniesienia. W porównaniu z konkurentami brytyjski samochód wciąż jest bardzo rzadkim widokiem na drogach.
Pomarańczowy Aston Martin zjechał z linii produkcyjnej zakładów w Gaydon w drugim roku wytwarzania tego modelu. Ciekawe, czy nie cierpi na żadne choroby wieku dziecięcego? Zastanawiające są zderzaki z droższego modelu z literą S, bo mogły być zmienione po jakiejś naprawie blacharsko-lakierniczej. Sprzedawca temu stanowczo zaprzecza, a pan Vince nie znalazł żadnych dowodów na to, że samochód brał udział w jakiejkolwiek kolizji. Może po prostu takie było życzenie oryginalnego właściciela.
Gdzie francuski amator brytyjskiej motoryzacji wypatrzył taki łakomy kąsek? Marchefort znalazł ogłoszenie o sprzedaży Astona w popularnym niemieckim serwisie ogłoszeniowym. To egzemplarz w specyfikacji na rynek niemiecki i z bogatym wyposażeniem dodatkowym. Właściciel próbował go sprzedać już po raz trzeci, bo dwie poprzednie próby były nieudane. Za każdym razem obniżał cenę, ale klientów odstraszał przebieg. Tym razem wystawił auto za 24 tys. euro i sprzedał je za tę cenę. Chodzi o model, który w 2006 r., kiedy był nowy, kosztował 104 tys. euro.
Nowego właściciela martwią przede wszystkim potencjalne koszty serwisu jego Astona Martina V8 Vantage. Podobnie uważają inni członkowie grupy Impossible Milage, którzy twierdzą, że koszty utrzymania mogą szybko przekroczyć wartość auta. Vince Marchefort dzieli ich wątpliwości, ale jednocześnie odpowiada, że jego dotychczasowe życie było zbyt nudne, dlatego postanowił mu dodać trochę emocji i kolorytu. Chyba się udało! Francuz zamierza relacjonować losy pomarańczowego Vantage'a na profilu, który założy specjalnie w tym celu. Powodzenia.