Nowy trend wśród kierowców Tesli. Diamenciki... "Poduszka powietrzna w granat odłamkowy"

Nie bez przyczyny rynek motoryzacyjny jest tak sformalizowany. Samochody muszą bowiem gwarantować nie tylko komfort podróżowania, ale przede wszystkim bezpieczeństwo. Dlatego modyfikacja na granat odłamkowy "domowej roboty" nie jest najlepszym pomysłem.

Samochody dostępne w salonach sprzedaży zawsze są masowo produkowane. Tak, kupując wybrany model, często możemy wybrać oryginalny lakier nadwozia, specjalne malowania czy pasy. To jednak jeszcze nie gwarantuje pełnej oryginalności. Nadal może się zdarzyć, że na ulicy spotkamy identycznie wyglądające auto. Kierowcy mają jednak swoje remedium na taką sytuację. To nie zawsze jest jednak trafione.

Zobacz wideo Nowa sprytna sztuczka policji. Kierowcy wpadali na ostrzeganiu przed kontrolą jeden po drugim

Streamerka wykleiła logo na kierowcy diamentami. I się tym chwali...

Użytkowniczka platformy X tytułująca się Niccoya i podająca się za streamerkę i content creatora, zaprezentowała ostatnio swój pomysł na "tuning" Tesli. Aby mocniej podkreślić unikalny charakter swojego auta, wykleiła logo marki diamencikami lub kryształami. Kobieta nie precyzuje rodzaju użytych kamieni, a ja się po prostu nie znam.

Drogi sposób personifikacji, powiecie? Bardzo drogi nawet. Bo w razie wypadku kobieta może zapłacić najwyższą cenę za swój niezbyt roztropny pomysł. Diamenciki pojawiły się bowiem na logo, ale nie na masce, a kierownicy...

Nowy trend wśród kierowców Tesli. Diamenciki... 'Poduszka powietrzna w granat odłamkowy'
Nowy trend wśród kierowców Tesli. Diamenciki... 'Poduszka powietrzna w granat odłamkowy' Fot. screen Niccoya / serwis X

Diamenciki ładnie połyskują w czasie jazdy. W czasie wypadku staną się śmiertelną bronią

Załóżmy, że auto będzie uczestniczyło w poważniejszym zdarzeniu drogowym. Tego nigdy wykluczyć nie można. W samej tylko Polsce każdego dnia dochodzi do 1200 kolizji. Załóżmy też, że będzie to na tyle poważne zdarzenie, że w Tesli wystrzelą poduszki powietrzne. W takim przypadku diamenciki staną się czymś na kształt odłamków wydobywających się z wnętrza granatu i rozprzestrzeniających się po kabinie pasażerskiej z ogromną prędkością. Mogą zatem zrobić krzywdę nie tylko Pani Niccoya, ale także jadącym z nią pasażerom.

Oczywiście w tym punkcie można byłoby bez końca grillować streamerkę. Tyle że to nie ma pewnie większego sensu. Dużo bardziej sensowne jest to, że z tej sytuacji nauczkę może wyciągnąć każdy z nas. Przed zamontowaniem czegokolwiek w aucie, zastanówcie się nad tym, czy jest to bezpieczne. Bo zagrożenie w czasie wypadku mogą stanowić nie tylko diamenty zamontowane na kierownicy, ale nawet większe maskotki na lusterku czy wszelkie inne przedmioty luzem przewożone w kabinie pasażerskiej.

Więcej o: