To nie najlepszy moment dla pojazdów elektrycznych. Sytuacja na rynku dość wyraźnie pokazuje spadek popytu i wzrost zainteresowania klientów innymi typami samochodów, głównie hybryd, ale również pogardzanego w ostatnim czasie Diesla. Brak rządowych dopłat, gwałtowny spadek wartości na rynku wtórnym, wysokie koszty serwisowania i ubezpieczenia - wszystko to wpływa na niekorzyść elektryków. Nie dziwi więc fakt, że wiele firm musi nagle ratować się z opresji i przestawiać produkcję, tak by dostosować się do warunków dyktowanych przez rynek. Ale co mają począć producenci, którzy skupiają się wyłącznie na produkcji aut bateryjnych? Do tego bardzo nieszczęśliwego ostatnio grona zalicza się Tesla, która postanowiła walczyć ze skutkami elektryfikacyjnego kryzysu poprzez zredukowanie liczby etatów w swoich fabrykach.
"Słabnący rynek sprzedaży samochodów elektrycznych stawia wyzwania przed Teslą" - stwierdzili przedstawiciele marki w specjalnym oświadczeniu. Niedawno producent poinformował, że zamierza zwolnić łącznie ok. 14 tys. pracowników, czyli ok. 10 proc. całej swojej kadry pracowniczej. W ramach redukcji zatrudnień z pracą pożegna się m.in. 400 pracowników zatrudnionych w gigafabryce mieszczącej się w podberlińskim Gruenheide. Jest to ok. 3 proc. całej ekipy pracującej w zakładzie.
Co ciekawe, oprócz przyczyn wymienionych na początku artykuły, na taki obrót spraw ma także wpływ nasilająca się konkurencja ze strony chińskich producentów oraz prowadzona przez nich wojna cenowa. By mieć szanse w tej często nierównej rynkowej walce, marki z Europy oraz Stanów Zjednoczonych są zmuszone ciąć koszty. "Bardzo żałuję ogłoszonych zwolnień w Tesli w Gruenheide. Cieszę się jednak, że zostaną one przeprowadzone z zachowaniem właściwych proporcji" - powiedział Joerg Steinbach, minister gospodarki landu Brandenburgia.
Wieści dotyczące zwolnień w niemieckiej fabryce pojawiły się na krótko przed opublikowaniem wyników finansowych za pierwszy kwartał 2024 roku. A te z pewnością nie mogły spodobać się inwestorom. Tesla rozpoczęła ten rok w bardzo pechowy sposób. Po pierwsze, przez wojenną zawieruchę na bliskim wschodzie i ataki na statki transportowe przeprowadzane przez organizacje terrorystyczne wspierające palestyński Hamas, wiele firm, w tym Tesla, zmuszone były zmienić trasy swoich transportowców. Armatorzy, zamiast wykorzystywać kanał Sueski, zmuszeni są kursować wokół Afryki, co powoduje przedłużenie się czasu dostaw części, a tym samym przestoje w fabrykach.
Dodatkowym i to poważnym ciosem dla Tesli okazała się akcja niemieckich aktywistów, którzy doprowadzili do awarii zasilania fabryki w Gruenheide. Produkujący model Y zakład stanął na blisko dwa tygodnie, co doprowadziło do istotnego spadku dostaw gotowych pojazdów. W związku z tym nie udało się osiągnąć docelowego poziomu sprzedaży, co wpłynęło również na zachowania inwestorów i spadek cen akcji. Giełdowy kurs w zeszły poniedziałek (22 kwietnia) osiągnął poziom 572 zł za akcję, co jest wynikiem rekordowo wręcz niskim. Jeszcze 28 grudnia 2023 roku cena za akcję wynosiła 1033 zł! Oznacza to, że rynkowa wartość kalifornijskiej spółki od początku roku spadła o ponad 40 proc.! Musk widząc niepokojący trend, postanowił działać.
Podczas środowej konferencji dotyczącej wyników finansowych za pierwszy kwartał 2024 roku ekscentryczny miliarder uspokoił inwestorów, tym samym wpływając na odbicie się kursu akcji. Zrobił to w typowy dla siebie sposób - zapewnił o przyśpieszeniu prac nad nowym, atrakcyjnym cenowo modelem. Ta sama sztuczka działała już wielokrotnie w przypadku Cybertrucka, czy też do tej pory niezaprezentowanej drugiej generacji Roadstera. Gdy kurs akcji spadał, Musk odsłaniał kolejną kartę, obiecując, że już za chwilę, już w okamgnieniu na rynku pojawią się nowe modele. Jak się jednak okazało, w przypadku futurystycznego pick-upa owy moment trwał parę lat. Nie było to jednak szczególnie istotne dla firmy, która dzięki takim marketingowym zabiegom stale zyskiwała na wartości.
Wracając do kwestii taniego modelu, Musk nie podał zbyt wielu szczegółów. Oczywiście obiecał, że produkcja ruszy jeszcze w tym, lub w najgorszym przypadku na początku przyszłego roku. Nie wiadomo jednak, na jaką kwotę zostanie on finalnie wyceniony. Pierwotnie cennik miał nie przekroczyć kwoty 25 tys. euro. "Jeśli masz świetny produkt w świetnej cenie, sprzedaż będzie doskonała" - stwierdził odważnie założyciel marki. Dodał również, że firma zamierza nadal zwiększać konkurencyjność swoich samochodów jak również ich cen. Reakcja inwestorów na takie zapowiedzi okazała się wręcz entuzjastyczna. Aktualnie (stan na 26.04) akcje Tesli wyceniane są na kwotę ok. 703 zł za sztukę, co oznacza ponad 20-procentowy wzrost wartości. Czy obietnice Muska staną się faktem? Odpowiedź na to pytanie otrzymamy w najbliższych miesiącach.