Bank Światowy chce nowych ograniczeń prędkości. Pojedziemy maksymalnie 100 km/h. To realna przyszłość

Bank Światowy opublikował raport, w którym nawołuje rządy państw do wprowadzenia bardziej restrykcyjnych ograniczeń prędkości. Zdaniem analityków jeździmy zbyt szybko. Z jakich powodów bank, który nawet nie jest bankiem, chce nam tego zabronić?

Jeden z najnowszych raportów Banku Światowego dotyczy zasad ruchu drogowego, a dokładnie ograniczeń prędkości. Został nazwany "Guide for safe speeds". Wniosek, który wyciągnęli badacze, jest prosty: jeśli chcemy zmniejszyć liczbę śmiertelnych wypadków, niezbędne jest zaostrzenie obowiązujących ograniczeń maksymalnych dozwolonych prędkości i to w każdych warunkach. Dla wielu kierowców takie informacje będą szokujące, bo organizacja proponuje ograniczyć dozwoloną prędkość do 30 km/h, 50 km/h, 70 km/h lub 100 km/h w zależności od sytuacji drogowych. Zdaniem autorów raportu zalecane ograniczenia prędkości znacząco zwiększą przeżywalność uczestników wypadków. Jeśli politycy posłuchają tych wskazówek, nigdzie na drogach publicznych nie będzie można pojechać szybciej niż 100 km/h.

Zobacz wideo Skoczek-nielot w BMW próbował przejechać rondo. Teraz grożą mu trzy lata więzienia

Szczegóły propozycji Banku Światowego są następujące:

  • 30 km/h - maksymalna prędkość dozwolona na drogach, które kierowcy dzielą z pieszymi i rowerzystami,
  • 50 km/h - prędkość dozwolona na ulicach z kolizyjnymi skrzyżowaniami, gdzie występuje podwyższone ryzyko zderzenia bocznego,
  • 70 km/h - limit na drogach pozamiejskich w miejscach, w których infrastruktura nie rozdziela kierunków ruchu, więc ryzyko zderzenia czołowego jest wysokie,
  • 100 km/h - ograniczenie na drogach szybkiego ruchu: ekspresowych i autostradach, gdzie infrastruktura wymusza ruch bezkolizyjny.

Wizja z raportu Banku Światowego nie odbiega mocno od przepisów w niektórych krajach

W Polsce takie limity wynoszą odpowiednio: 50 km/h w dwóch pierwszych przypadkach, 90-100 km/h w trzecim, oraz 120-140 km/h w ostatnim. Należy jednak podkreślić, że mamy jedne z najbardziej liberalnych ograniczeń prędkości w Europie, co niekoniecznie idzie w parze ze stanem infrastruktury oraz umiejętnościami i poziomem wiedzy kierowców. Dlatego propozycje ograniczeń prędkości z raportu Banku Światowego mogą być dla nas szokujące, ale dla skandynawskich kierowców wcale takie nie są.

Powodem wprowadzenia nowych ograniczeń prędkości oczywiście jest bezpieczeństwo. Z danych Komisji Europejskiej wynika, że na drogach Starego Kontynentu zginęło 20,4 tys. osób. Raport opiera się na wynikach różnych badań i wielu faktach dotyczących wykładniczego wzrostu śmiertelnych ofiar wśród pieszych wraz z prędkością zderzenia (przy 30 km/h ryzyko śmierci wynosi 13 proc., przy 50 km/h rośnie do 40 proc., a przy 73 km/h to aż 73 proc.), ograniczonej możliwości percepcji kierowców jadących zbyt szybko, 4-krotnie wydłużającej się drodze hamowania z dwukrotnym wzrostem prędkości itp. Liczne argumenty świadczące o konieczności zaostrzenia przepisów zostały ujęte na 84 stronach raportu.

Analitycy Banku Światowego mają rację, ale co z tego? Przecież jesteśmy ludźmi

Formalnie autorzy raportu Banku Światowego mają rację. Gdyby społeczeństwa działały racjonalnie, politycy wszystkich krajów powinni natychmiast zmienić przepisy ruchu drogowego, bo są twarde dane i dowody, które wskazują na zbawienne rezultaty takich działań. Tak naprawdę można się zastanawiać, dlaczego samochody są w stanie rozpędzić się bardziej, niż pozwalają na to przepisy? Z punktu widzenia bezpieczeństwa i zdrowego rozsądku, to nie ma sensu. Tylko niestety natura ludzka jest zupełnie inna.

Nie cierpimy, kiedy ktoś próbuje nam odbierać przywileje, nawet jeśli to dzieje się dla dobra ogółu, a zamiast racjonalnych argumentów, zawsze wybierzemy emocjonalną dyskusję. Gdyby z jakiegoś powodu umysły polityków działały inaczej, to i tak w demokratycznych krajach są wybierani przez zwykłych ludzi. Dlatego jest bardzo nikła szansa, że wkrótce się na to zgodzą. Zresztą gdyby to zrobili, pojawiłby się problem z egzekucją takiego prawa w wielu krajach. Na przykład w Polsce obowiązujące ograniczenia prędkości, w praktyce są martwymi przepisami. Przestrzega ich bardzo mały odsetek kierowców. Tak radykalne ograniczenie prędkości jest realne tylko w niektórych krajach. U nas to odległa i raczej wątpliwa przyszłość.

Ograniczenie prędkości będzie mieć wpływ nie tylko na bezpieczeństwo, ale i na emisję spalin

W raporcie Banku Światowego tak naprawdę dziwi mnie tylko jedna rzecz, bo postulat o wprowadzenie bardziej restrykcyjnych ograniczeń jest tak samo rozsądny, jak nierealny. Zaskoczyło mnie, że głównym argumentem jest nasze bezpieczeństwo. Przecież szybko jeżdżące samochody emitują znacznie więcej dwutlenku węgla oraz szkodliwych substancji, a ponadto bardziej hałasują. Takie powody zostały w nim wymienione tylko na marginesie. Argument proekologiczny jest tak samo istotny, o czym mówią wszyscy specjaliści od zmian klimatu. Gdybyśmy jeździli wolniej, żylibyśmy dłużej, byli zdrowsi i bardziej szczęśliwi, ale wygląda na to, że nie chcemy tak żyć.

Dlaczego Bank Światowy zajmuje się tematem bezpieczeństwa i przepisami ruchu drogowego, zamiast zarabiać pieniądze? W tym przypadku nazwa instytucji jest myląca, choć rzeczywiście i ona udziela pożyczek. Tak naprawdę pod tą nazwą kryją się dwie wyspecjalizowane międzynarodowe agencje działające pod auspicjami ONZ: Międzynarodowy Bank Odbudowy i Rozwoju oraz Międzynarodowe Stowarzyszenie Rozwoju. Bank Światowy został utworzony w 1944 r., a jego pierwotnym celem była pomoc w odbudowie zniszczonych wojną krajów Europy i Japonii. Później celem statutowym stało się wspieranie rozwijających się krajów Azji, Ameryki Łacińskiej i Afryki. W praktyce Bank Światowy stara się przeciwdziałać ograniczeniom rozwoju cywilizacyjnego takim jak: ubóstwo, niedostateczny poziom ochrony zdrowia, edukacji, ochrony środowiska, czy infrastruktury.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.