Jak przekazuje Gazeta Krakowska, zarząd Tatrzańskiego Parku Narodowego chce, by na Palenicę Białczańska, gdzie swój początek ma bardzo popularny wśród turystów szlak nad Morskie Oko, wjeżdżały wyłącznie pojazdy spełniające normę emisji spalin EURO 6. Skąd taki pomysł? Przedstawiciele TPN tłumaczą to dużym natężeniem ruchu, a także zanieczyszczającymi środowisko spalinami. W pierwszej kolejności zmiany mają dotknąć branży transportu zbiorowego.
Wiele autobusów, które dowożą turystów zmierzających nad Morskie Oko, ma swój końcowy przystanek już na terenie TPN. W związku z tym przewoźnicy muszą mieć podpisaną z parkiem odpowiednią umowę zezwalającą na korzystanie z punktu. Bez wyznaczonego końcowego przystanku, wydział komunikacji nie wyda koncesji na regularną linię, co oczywiście będzie oznaczało duże straty dla lokalnej branży transportowej.
Przewoźnicy mają aktualnie delikatny problem - obowiązująca umowa kończy się 31 marca. Rozpoczęto więc rozmowy z zarządem parku, który domaga się, by po parku jeździły tylko pojazdy spełniające normę EURO 6. Jak stwierdza dyrektor TPN, Szymon Ziobrowski, nowoczesny transport zbiorowy może stanowić dla turystów atrakcyjną alternatywą dla ich własnych samochodów, co przełoży się na mniejsze zanieczyszczenie środowiska. Oczywiście wymóg spełniania normy nie podoba się firmom, które musiałyby zainwestować olbrzymie kwoty w zakup nowych pojazdów.
Jakub Karpiński z Zrzeszenia Transportu Prywatnego w Zakopanem stwierdził, że trudno dogadać się z zarządem parku. Wspomina, że na samym początku władze parku chciały, by autobusy nie tylko spełniały normę emisji spalin, ale by były to zupełnie nowe pojazdy i to w odpowiedniej kolorystyce. Później jednak zrezygnowano z tego pomysłu, zostając przy kwestii normy EURO 6. Co ciekawe, w ubiegłym roku władze TPN chciały, by autobusy spełniały wymogi poprzedniej normy, a więc Euro 5.
Rozmowa była, żeby unowocześnić tabor, odnowić go. Zgodziliśmy się na to. Ale po zakupie kilkunastu samochodów EURO 5, nagle dyrektorowi coś się zmieniło i uznał, że on jednak chce EURO 6.
- stwierdza Karpiński w rozmowie z Gazetą Krakowską. Dodaje, że zmusza to przewoźników do poważnych inwestycji, przez które wielu będzie musiało się zadłużyć. Podkreśla również, że taksówki czy taksobusy nie podlegają takim ograniczeniom. "To o co tutaj chodzi? O to, by nas wykończyć, zdziesiątkować" – kwituje Karpiński.
Dyrektor TPN, Szymon Ziobrowski nie zgadza się z taką tezą, podkreślając, że zarządowi zależy na tym, by przewoźnicy nadal mogli oferować swoje usługi. "Stąd propozycja wieloletniej umowy i wsparcia przy wdrożeniu wszystkich nowych rozwiązań. [...] Zakładamy, że zorganizowany transport zbiorowy w przyszłości ograniczy potrzebę korzystania z samochodów prywatnych. Rozumiemy też fakt, że zmiany wiążą się z inwestycjami środowiska przewoźników, a nie wszyscy kierowcy są w stanie sobie pozwolić na takie wydatki. Szukamy rozwiązań" – przekazuje redakcji Gazety Krakowskiej Ziobrowski.