Często bywam na ulicy Mangalia w Warszawie, ponieważ jest tam moja siłownia oraz dwa najsłynniejsze markety w Polsce. Kiedyś była to mała, spokojna uliczka, przy której znajdowały się tak naprawdę tylko trzy wielkie hotele. Później wpadła w szpony deweloperów i wyrosły na niej budynki mieszkalne, a ruch zrobił się znacznie większy. Jeżdżą nią nie tylko mieszkańcy, klienci sklepów i goście hotelowi, ale także kierowcy, którzy chcą ominąć wiecznie zakorkowaną al. Sikorskiego, jedną z głównych arterii Warszawy. Z coraz większym ruchem zaczęły się pojawiać kłopoty. Zaparkowane samochody blokowały i tak ciasną uliczkę.
Na powyższym zdjęciu widzicie ul. Mangalia sprzed roku, kiedy zaczęły się na niej pojawiać słupki. Ulica już tak nie wygląda. Kiedy ostatnio wracałem z siłowni, to widziałem służby miejskie, które stawiały kolejne słupki. Tym razem po drugiej stronie. Teraz więc cała uliczka usiana jest gęsto słupkami. Wygląda to tragicznie, a na chodniku trudno jest się minąć z kimś z wózkiem, ale... niestety było to konieczne. I jest mi z tego powodu bardzo smutno.
Nawet obiektywy samochodu Google uchwycił zaparkowane auta, które zajmują cały chodnik, uniemożliwiając pieszym skorzystanie z niego. Dochodziło tam do prawdziwej drogowej patologii. Raz nawet utknąłem w parkingu podziemnym i nie miałem pojęcia dlaczego. Kiedy w końcu udało mi się z niego wyjechać okazało się, że wyjazd z niego blokuje nieprawidłowo zaparkowany dostawczak. Kierowca dużego SUV-a, który był przede mną miał problem, żeby wyjechać z garażu, bo było tak mało miejsca.
Ze źle parkującymi samochodami długo walczyła straż miejska. Sypały się mandaty, a w innej części uliczki, gdzie pozostawione auta nie doprowadzały do aż takich utrudnień w ruchu montowały blokady na koło. Niedawno ruszyła kolejna budowa, a po Mangalii zaczęły jeździć szerokie maszyny i widocznie służby dały sobie spokój. Postawiły na słupki. Najprostszą i najskuteczniejszą broń.
Dlaczego w Polsce jest aż tyle słupków? Z dwóch powodów. Mają poprawiać bezpieczeństwo, a także umożliwić pieszym korzystanie z chodnika. To najprostsza, tania, a przy tym bardzo skuteczna broń na nieprawidłowo parkujących kierowców. Ewentualny mandat nie każdego odstrasza, a niektóre ulice są rzadko patrolowane przez straż miejską. Ze słupkiem kierowca nie wygra - ten po prostu uniemożliwia mu wjazd w dane miejsce. To właśnie dlatego zarządcy dróg z taką pasją stawiają wszędzie słupki. Najczęściej brzydkie biało-czerwone ("patriotki"), szpecąc przy tym miasto. Coraz częściej pojawiają się jednak trochę ładniejsze, np. czarne z herbem danej miejscowości. Rodzajem słupków są też kamienne kule albo klomby.
Słupki stawiane są przy szkołach, przejściach dla pieszych i skrzyżowaniach. To właśnie w takich miejscach źle zaparkowany samochód może spowodować tragedię. Ogranicza kierowcom widoczność, a ta jest kluczowa do bezpiecznej jazdy.
Każdy medal ma dwie strony. Kierowcy w tym miejscu wytkną, że w polskich miastach jest zbyt mało miejsc do parkowania i czasem po prostu trzeba nagiąć przepisy, żeby dojechać np. do urzędu. Problemem są też nowe osiedla, na których deweloperzy tworzą tylko symboliczną liczbę miejsc parkingowych. Niestety często na polskich drogach obserwujemy kompletny brak empatii i nieprzejmowanie się pieszymi. Straż Miejska ogłasza czasem nawet konkursy na Mistrzów Parkowania, w których publikuje zdjęcia popisów kierowców.
Niestety przez takie obrazki cierpi większość z nas, a miasta są całe osłupkowane. Eksperci często wskazują, że bez słupków nasze chodniki oraz przejścia dla pieszych byłyby całe w samochodach. Żeby to zmienić, trzeba by zmienić mentalność Polaków.
Na zachodzie kierowcę od złego parkowania odstrasza po prostu narysowana na asfalcie linia albo stosowny znak. U nas często nikt się nimi nie przejmuje. Co mogłoby poprawić sytuację? Poza słupkami najprostszą metodą byłyby pewnie mandaty. I nie chodzi wcale o ich podwyższanie, a nieuchronność kary. Jeśli ktoś będzie miał pewność, że za zablokowanie chodnika lub przejścia czeka go mandat lub odholowanie samochodu, to się nad tym poważnie zastanowi.
W dłuższej perspektywie przydałyby się też bardziej kompleksowe rozwiązania. Po pierwsze, lepsza edukacja kierowców. Po drugie, przepisy, które wymogłyby na osobach tworzących nowe osiedla zawieranie w swoich planach miejsc parkingowych. Nowe budownictwo zapomina o autach i skupia się na jak najgęstszej zabudowie. Stąd biorą się potem trudności ze znalezieniem miejsca, jeśli np. chcemy kogoś odwiedzić albo podjechać do sklepu lub restauracji. Nie każdy źle parkujący kierowca robi to z premedytacją i z czystej złośliwości. Czasem to po prostu bezsilność.