Paryż, Nicea, Lyon, Cannes, Marsylia, Bordeaux. To tylko kilka przykładów miast, w których przez lata zbierałem doświadczenia nie tylko za kierownicą, ale także jako pasażer. Za każdym razem nie kryłem podziwu dla lokalnych kierowców, którzy musieli przedzierać się przez ogromne korki, zmagać się z parkowaniem czy różnymi zmianami w organizacji ruchu. Innymi słowy, przetrwać drogowy chaos.
Skąd podziw? Mimo tak dużego ruchu i kierowców aut czy prowadzących skutery i motocykle wciskających się na siłę, nie widziałem awanturujących się zmotoryzowanych. Błyskanie światłami to rzadkość. Nerwowe gesty? Trafiały się nadzwyczaj rzadko. Okrzyki i niecenzuralne słowa? Nie słyszałem (przynajmniej na tyle, na ile znam język francuski). Na tle Polski to niemal oaza spokoju.
Gdy pytałem lokalnych kierowców o przyjemność z jazdy po mieście, zwykle znacząco się uśmiechali. Z korkami trudno sobie poradzić, ale przynajmniej część można ominąć, korzystając z aplikacji nawigacyjnych (nad Sekwaną bardzo popularny jest Waze, który pełni także rolę drogowego ostrzegacza przed kontrolami drogowymi tak jak m.in. Yanosik w Polsce). Wzruszali ramionami na pytanie o drogową agresję. – Czasem ktoś gestykuluje rękami, ale to nic szczególnego – wyznał jeden z szoferów. A co najbardziej irytowało? - Denerwują mnie kierowcy, którzy jadą zbyt wolno i tamują ruch. I to nie zawsze starsi ludzie – przyznał kierowca limuzyny, z którym podróżowałem na lotnisko.
Prawdziwa wojna dopiero przed nami. Władze miasta i mieszkańcy zdecydowali, by pozbyć się z Paryża zmotoryzowanych przyjezdnych. A ściślej większości SUV (od 1,6 t wzwyż) czy aut elektrycznych o masie powyżej 2 t (w praktyce wiele modeli na prąd). Dla tych, którzy planują przyjazd samochodem do Paryża, oznacza to spore wydatki. Wedle zasady płacz i płać, trzeba się liczyć z opłatą nawet niemal tysiąca złotych za 6 godzin parkowania. Innymi słowy, nawet 225 euro w dzielnicach o 1 do 11 (stawka 18 euro za godzinę) i 150 euro w przypadku pozostałych. Dużo. Bardzo dużo już od września 2024 r.
Czy drakońska podwyżka zniechęci zmotoryzowanych spoza Paryża? To dobre pytanie. Jedno nie ulega wątpliwości. Nie tylko sama jazda po Paryżu to spore wyzwanie (postępuje proces zwężania ulic na rzecz szerszych ścieżek rowerowych odpowiednio odgrodzonych od części drogi dla samochodów). Równie trudne jest znalezienie miejsca do pozostawienia samochodu (na wielu ulicach łatwo o betonowe barierki, specjalnie ukształtowane krawężniki, a nawet łańcuchy). Naturalnie im dalej od centrum, tym łatwiej. Przekonałem się o tym podczas moich ostatnich wypraw do stolicy Francji. Zwróciłem bowiem większą uwagę na to, jak parkują zmotoryzowani oraz na stan techniczny aut, którymi manewruje się niemal na milimetry.
Nie jest tajemnicą, że we Francji mało kto zwraca uwagę na stan nadwozia. Stąd nawet relatywnie młode egzemplarze aut marek popularnych i premium noszą już wyraźne ślady otarć czy drobnych stłuczek. Polskiego kierowcę, który niemal obsesyjnie dba o swój pojazd, może to przyprawić nie tylko o ból głowy, ale i palpitację serca. Dla lokalnej społeczności przyzwyczajonej do parkowania aut na małej przestrzeni to codzienność.
Typowy obrazek w wielu miejscach miasta to ogromny SUV w towarzystwie malucha (w czołówce Smart czy najmniejsze modele francuskich marek). Dość często trafiałem także na samochody zaparkowane tak blisko siebie, że trudno wyobrazić sobie wyjazd bez obtarcia czy wgniecenia. Zaskakująco często spotykałem także auta z wybitą szybą zaklejoną kawałkiem zwykłej folii czy odporniejszego stretchu. Dla miłośnika motoryzacji to niestety przykry widok. Cóż, c’est la vie. Szczególnie dla tych, którzy mają to na co dzień.