Na fanpage portalu STOP CHAM na Facebooku został opublikowany ciekawy film, nagrany i przesłany jego autorom przez oburzonego czytelnika. Widać na nim parking w centrum handlowym Prima Park w podwarszawskich Markach. Na środku przejazdu pomiędzy zaparkowanymi samochodami stoi seat leon pierwszej generacji, którego kierowca za żadne skarby nie chce przepuścić jadącego z przeciwka auta dostawczego.
Mimo braku stosownych znaków właściciel seata twierdzi, że na tym fragmencie parkingu obowiązuje ruch jednokierunkowy i kierowca samochodu użytkowego jedzie pod prąd. W związku z tym nie chce go przepuścić, mimo że miejsca jest dość, aby auta się minęły. "Szeryf" uważa, że dostawczak, którego napotkał na swojej drodze, powinien jechać równoległą uliczką, tylko że nie bardzo jest w stanie to udowodnić.
Kierowca samochodu użytkowego próbuje mu wytłumaczyć, że właśnie przyjechał z dostawą do pobliskiego sklepu z elektroniką. Że postępuje samo tak zawsze, ponieważ nie ma tam żadnych znaków (pionowych ani poziomych) określających zasady ruchu. Rzeczywiście na wideo ich nie widać, a taki stan rzeczy potwierdzają stali bywalcy tego centrum handlowego.
Mimo to właściciel seata zarejestrowanego w Makowie Mazowieckim nie chce ustąpić. Straszy kierowcę auta dostawczego wezwaniem policji i macha telefonem komórkowym. Sytuacja jest patowa, bo za jednym i drugim uczestnikiem kłótni powstaje coraz dłuższy korek. W związku z tym nawet gdyby którykolwiek z nich chciał wycofać samochodem i w ten sposób przerwać kłótnię, nie może tego zrobić.
Wreszcie pod koniec filmu wygląda na to, że "szeryf" się powoli poddaje i jest skłonny ustąpić. Pewnie w czasie rozmowy jego emocje trochę opadły i zaczął zdawać sobie sprawę, że marnuje czas, własny oraz innych ludzi. Całe szczęście, że w końcu doszedł do takiego wniosku samodzielnie, inaczej komukolwiek trudno byłoby mu to udowodnić, włączając w to policję. Trudno powiedzieć, co mieliby zrobić funkcjonariusze, których chęć wezwania sygnalizowali obaj adwersarze, aczkolwiek każdy robił to w zgoła odmienny sposób.
Sklepowe parkingi niemal zawsze są na terenie prywatnym, na którym drogówka nie może wystawić mandatu. Zwykle zarządzają nimi te same firmy, które administrują cały teren centrum handlowego. To one ustalają zasady ruchu, dbając o to, aby były zgodne z logiką i przepisami. Również one ewentualnie próbują je egzekwować przy pomocy pracowników ochrony, ale nie przychodzi im to tak łatwo, jak policjantom.
Sytuacja wygląda trochę inaczej na dużych prywatnych parkingach, jeśli przed wjazdem stoi znak drogowy D-52, określający tzw. strefę ruchu. Tak właśnie jest na podwarszawskim parkingu pod CH Prima Park Marki. Wówczas, nawet jeśli takie miejsca są na terenie prywatnym, obowiązują tam przepisy ruchu drogowego, takie same jak na drogach publicznych. Taka zmiana została wprowadzona ze względu na konieczność poradzenia sobie z organizacją ruchu i rozwiązywania problemów takich, jaki został sfilmowany przez kierowcę auta dostawczego.
Co do jednego kierowca seata ma rację. Rzeczywiście na części parkingów obowiązuje ruch jednokierunkowy. Jest tak przede wszystkim w miejscach z wąskimi wyjazdami, gdzie trudno się minąć dwóm autom. W takich sytuacjach zwykle kierunek ruchu wyznaczają znaki poziome namalowane na jezdni, które po kilku latach użytkowania parkingu niemal znikają, a w trakcie deszczu i wcześniej stają się słabo widoczne.
Dlatego większość kierowców po prostu ignoruje takie znaki, jeżdżąc ostrożnie i starając się nie blokować drogi innym kierowcom i nie utrudniać jazdy. Zamiast przepisami kierują się zdrowym rozsądkiem, co nie jest rozwiązaniem idealnym, ale dominującym. Irytuje to część kierowców, ale tak naprawdę nie stwarza zagrożenia. W sfilmowanym przez kierowcę dostawczaka przypadku nie można jednak mówić o takiej sytuacji. Skoro nie ma żadnych znaków, wyjazdem z parkingu można poruszać się zgodnie z przepisami w obu kierunkach. Poza tym kierowca, który przyjechał tam na zakupy albo w jakimkolwiek innym celu nie jest od tego, żeby egzekwować prawo, zwłaszcza wyimaginowane.
Mimo to czasem znajdzie się osoba, która postanowi innym uprzykrzyć życie w świątecznym okresie. Tak się dzieje częściej, gdy samozwańczy stróż prawa dodatkowo ma szansę zabłysnąć wiedzą, przed pasażerami. Co można poradzić kierowcom, którzy znajdą się w takiej sytuacji? Ustąpcie pierwsi, bądźcie mądrzejsi i wycofajcie, dopóki jeszcze możecie to zrobić. Ucierpi na tym najwyżej wasze ego.