Według statystyk polskie drogi stają się coraz bezpieczniejsze. Niestety dzieje się to bardzo powoli, a w okresie świąt Bożego Narodzenia, kiedy ruch gęstnieje, a kierowcy często są sfrustrowani, pokazują swoją najgorszą stronę. Na koncie w portalu społecznościowym X (dawniej: Twitter) pojawiło się wideo, które mrozi krew w żyłach. Zostało nagrane 26 grudnia br. chwilę po południu na drodze ekspresowej S8 w okolicach węzła Żabia Wola na Mazowszu. Trasa S8 to droga ekspresowa, na której obowiązuje ograniczenie prędkości do 120 km/h albo niższej.
Na krótkim filmie obserwujemy zmagania dwóch kierowców, które równie dobrze mogły się skończyć tragicznie. Jeden z nich wyprzedza kolumnę aut, drugi usiadł mu "na ogonie". Widocznie jego zdaniem prędkość i czas wykonywania tego manewru były niewłaściwie, mimo że obaj wyprzedzający kierowcy łamali przepisy. Autor nagrania jechał z prędkością około 120 km/h, co oznacza, że obaj bohaterowie wideo musieli ją przekraczać. Dodatkowo panowały złe warunki atmosferyczne. Deszcz padający przez całe święta ograniczał przyczepność oraz widoczność. W takiej sytuacji zdrowy rozsądek nakazuje płynną jazdę, zachowanie większej odległości pomiędzy autami i dostosowanie prędkości do panujących warunków.
Początkowo tak zachowuje się pierwszy z kierowców wyprzedzających autora filmu. Kia tylko nieznacznie przekracza dozwoloną prędkość, a właściciel koreańskiego SUV-a jedzie w miarę spokojnie. Tuż za nim znalazł się znacznie większy SUV marki audi, którego szofer ponagla go włączonym lewym kierunkowskazem. Najwyraźniej chodzi mu o to, aby kierowca przed nim jak najszybciej zmienił pas z powrotem na prawy i pozwolił mu zwiększyć prędkość. Początkowo wydaje się, że pierwszy z uczestników tej sytuacji właśnie tak zrobi. Po chwili okazuje się, że postąpił zupełnie inaczej.
Kierowca audi q7 niecierpliwi się szybko i próbuje wyprzedzić auto przed sobą prawą stroną, co generalnie jest w Polsce dozwolone na takich trasach szybkiego ruchu pod warunkiem zachowania zasad bezpieczeństwa. W trakcie tego manewru nie wyłącza kierunkowskazu sugerującego chęć jazdy lewym pasem i próbuje wyprzedzić, gwałtownie manewrując. Nie udaje mi się to, bo w tym samym momencie właściciel pierwszego auta... zajeżdża mu drogę i nie pozwala wykonać tego manewru.
Potem oba samochody przez dłuższy czas "tańcują" na obu pasach ruchu przy dużej prędkości. Jeden próbuje wyprzedzić drugi, ale ten mu to wielokrotnie uniemożliwia i dodatkowo hamuje bez żadnego powodu. Robi to wyłącznie po to, aby jeszcze bardziej zdenerwować kierowcę, który wciąż jest tuż za nim. Przez cały czas obaj jadą blisko siebie na śliskiej nawierzchni. Tym razem chyba wszystko skończyło się bezpiecznie, bo żaden nie stracił panowania nad pojazdem, przynajmniej dopóki nie zniknęli za zasłoną z deszczu. Jednak podobne drogowe sprzeczki często kończą się znacznie gorzej. Dowody mamy na wielu innych nagraniach z kamerek umieszczonych w autach. Tym razem również niewiele zabrakło do niebezpiecznego wypadku. W dodatku ze względu na czas, w którym został nagrany film, można podejrzewać, że obaj kierowcy nie jechali sami. Każdy mógł wieźć w aucie najbliższą rodzinę, na której bezpieczeństwie zależało im mniej, niż na udowodnieniu własnej racji.
Komentatorzy wpisu na profilu "bandyci drogowi" (autor jakiś czas temu zmienił jego nazwę z pierwotnego "Bandyta z kamerką" na bardziej adekwatny) jednoznacznie obwiniają za niebezpieczną sytuację wyłącznie kierowcę pierwszego auta. Ponieważ wyprzedzał w trudnych warunkach i tylko nieznacznie przekraczając dozwoloną prędkość, ich zdaniem "blokował" lewy pas. Rzekomo powinien robić to jeszcze szybciej i natychmiast po zakończeniu manewru udostępnić lewy pas kierowcy audi, który miał ochotę jeszcze bardziej łamać przepisy.
Jeśli polscy kierowcy tak uważają, to znaczy, że coś poszło nie tak z ich edukacją i kształtowaniem charaktery. Mimo tragicznych statystyk mnóstwo Polaków wciąż uważa, że mają prawo łamać przepisy, bo to nie ma żadnego wpływu na bezpieczeństwo jazdy. Tacy ludzie nie wiedzą, że w gorszych warunkach trzeba manewrować płynnie i zmniejszyć prędkość. Za to są przekonani, że wypadki zdarzają się wyłącznie innym. Dopiero po tym jak sami je spowodują, są bardzo zaskoczeni, że nie wystarczyło im umiejętności albo nie uratowały ich elektroniczne układy obowiązkowe w nowych autach.
Rozwiązania określane skrótami takimi jak ABS, ASR, ESP oraz innymi rzeczywiście często naprawiają błędy kierowców, ale to nie znaczy, że są w tanie poradzić sobie w każdej sytuacji. Eskalacja drogowej agresji, której modelowy przykład można obejrzeć na załączonym wideo, często prowadzi do bardzo niebezpiecznych sytuacji. Tak bywa kiedy obaj kierowcy unoszą się honorem. Żaden nie chce ustąpić, bo martwi się przede wszystkim tym, że ucierpi na tym jego ego. Taka jazda łatwo może skończyć się groźnym wypadkiem, a wtedy ludzie, którzy go spowodują, tylko dlatego, że zawczasu nie pomyśleli, co robią, później mają na sumieniu czyjeś zdrowie albo życie.