Światełka. To hasło przewodnie Bożego Narodzenia. I wie o tym każdy, kto choć raz obejrzał w telewizji świąteczne przygody rodziny Griswoldów. Najwyraźniej do grona tych osób należy także Elon Musk, ewentualnie jeden z zatrudnianych przez niego inżynierów. Bo teraz każdy właściciel Tesli może stworzyć swój własny pokaz świateł. W sam raz na Boże Narodzenie.
Zasada jest prosta. Właściciele Cubertrucków mogą ustawić kilka aut obok siebie. Następnie wybierają muzykę, uruchamiają ją, a pojazdy zaczynają świecić przednimi światłami w jej rytm. Wygląda to trochę jak świetlna wersja tańca synchronicznego, z którego słynęły teledyski Janet Jackson. Co ważne, właściciele aut mogą wybierać praktycznie dowolne utwory i konfiguracje świetlnego "tańca". W sieci są dostępne instrukcje ustawiania układów.
Tesla jest znana z mało oczywistych gadżetów w swoich autach. Kierowca może np. zagrać w gry na ekranie centralnym w czasie postoju. Powiem więcej, kierownica stanie się joystickiem. O ile jednak gry "zatopione" w ekranie multimedialnym rozumiem, o tyle w przypadku koncertów świetlnych na usta ciśnie mi się tylko jedno pytanie. I brzmi ono: "Ale po co?". Ten gadżet wydaje mi się działać trochę na siłę. Powiem więcej, jest raczej bezużyteczny i pewnie nie będzie często wykorzystywany. Tym bardziej że w skrajnym przypadku może sprowadzić na kierowcę problemy.
Wyobraźmy sobie taki scenariusz. Na parkingu przed blokiem zbiera się wieczorem dwóch właścicieli Tesli Cybertruck. Postanawiają sprawdzić nową funkcję. Ustawiają auta, włączają ja, a te zaczynają "strzelać" światłami po całej okolicy. Taka sytuacja może zostać potraktowana przez stróżów prawa na jeden z dwóch sposobów. Mowa o:
A przecież są jeszcze kwestie homologacyjne. Reflektory drogowe czy mijania nie powstały po to, aby organizować koncerty świetlne, a oświetlać drogę w czasie jazdy samochodem.