Rycerze swastyki, cz. 14. Nietykalny Manfred

Podczas zimowej przerwy przed sezonem wyścigowym 1936 zespoły firm Mercedes i Auto Union szykowały nowe samochody, a kierowcy wypoczywali. Caracciola w swoim domu w Szwajcarii, a jego kolega z zespołu Manfred von Brauchitsch bijąc się z jednym z najbliższych przyjaciół Hitlera.

Zacznijmy jednak od początku, to jest od urodzin tego dobrego, acz nierównego kierowcy, który po drugiej wojnie światowej chętnie zamienił nazizm na komunizm. Manfred Georg Rudolf von Brauchitsch urodził się w 1905 w Hamburgu i jego majętna rodzina na pewno nie przypuszczała, że kiedyś niemieccy dziennikarze sportowi nazywać go będą "Der Pechvogel". Ciągnęło się za jego karierą fatum, sprawiające, że wielu wyścigów nie ukończył.

Zobacz wideo Widzieliśmy nowego Mercedesa-Maybacha EQS SUV 680. Czy robi wrażenie?

Więcej ciekawych tekstów o historii motoryzacji przeczytasz na stronie Gazeta.pl

Pochodził z rodziny nie tylko majętnej, ale także utytułowanej, a jego wujem był generał, a potem feldmarszałek Walther von Brauchitsch. Ten sam, którego w 1948 roku nie udało się osądzić za zbrodnie wojenne, w tym wymordowanie obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku, bo zmarł na zapalenie płuc. Młody von Brauchitsch wstąpił do Reichswehry po pierwszej wojnie światowej, aczkolwiek kariery militarnej nie zrobił, głównie dlatego, że wolał ścigać się motocyklami. Ten okres w jego biografii jest dość niejasny, być może więc ze służby wojskowej udało mu się wykręcić przez wstawiennictwo wuja.

Manfred von Brauchitsch musiał zrezygnować z wyścigów na motocyklach, bo pękła mu czaszka

Zaczął od motocykli, lecz w 1929 roku przesiadł się do samochodu. Zmianę zainteresowań wymusił potężny wypadek, którego konsekwencją było pęknięcie czaszki. Początkowo startował Mercedesem SSK i pokazał się od dobrej strony. Kulminację stanowiło zwycięstwo na torze Avus w 1932 roku nad Caracciolą w Alfie Romeo. Von Brauchitsch wystartował tam Mercedesem SSKL przyobleczonym w niezbyt zgrabne, ale opływowe nadwozie z aluminium. Został zauważony przez Alfreda Neubauera, kierownika działu sportu Mercedesa i zwerbowany do subsydiowanego teamu w 1934 roku.

Jego brutalny, niszczący dla samochodu styl jazdy stał w opozycji do subtelnej płynności Caraccioli i chimeryczności Fagiolego, więc w jakiś sposób Manfred przyczyniał się do utrzymania chwiejnej równowagi wśród kierowców drużyny ze Stuttgartu. Von Brauchitsch zużywał skrzynie biegów, hamulce i opony szybciej niż koledzy. Szarpał się z samochodem, rzucał nim i faktycznie czasem przynosiło to efekty.

Manfred von Brauchitsch
Manfred von Brauchitsch fot. Bundesarchiv

W 1936 r. Manfred von Brauchitsch wygłosił płomienne przemówienie na cześć Hitlera

Po wypadku w 1934 roku, w którym znów uszkodził sobie czaszkę, szybko się pozbierał i trafił na drugi stopień podium w wyścigach o Grand Prix Belgii i Francji w sezonie 1935. Na jedno okrążenie przed niemal pewnym zwycięstwem na Nurburgringu wybuchła skatowana agresywnym stylem jazdy opona i zamiast wieńca laurowego Manfredowi pozostała wściekłość. Upokorzony przez Nuvolariego w starym samochodzie, von Brauchitsch nie panował nad emocjami. Jego stan psychiczny miał się jeszcze pogorszyć w roku 1936, gdy były mechanik, Hermann Lang, pokazał, że jeździ lepiej od niego.

O sezonie 1936 niebawem opowiem bardziej szczegółowo, ale teraz pozostańmy przy fascynującej postaci naszego kierowcy. W lutym 1936 roku Manfred von Brauchitsch wygłosił na berlińskich targach samochodowych płomienne przemówienie, transmitowane na żywo przez radio. Całe poświęcone było wychwalaniu pod niebiosa Adolfa Hitlera. Zawieszając dramatycznie głos, kierowca mówił o tym, że wielkie osiągnięcia kraju w sporcie motorowym to zasługa głównie Fuhrera, a nie przemysłu samochodowego i kierowców wyścigowych. Dlaczego zawodnik Mercedesa czuł potrzebę wygłoszenia tak skrajnie wiernopoddańczej mowy? Konsekwencje wydarzenia, które miało miejsce miesiąc wcześniej, mogły być bezpośrednim powodem.

Założyciel Hitlerjugend wybatożył Manfreda von Brauchitscha oraz jego brata

W styczniu bowiem von Brauchitsch wdał się w szarpaninę z człowiekiem, z którym nie powinien był zadzierać. Baldur von Schirach był założycielem, organizatorem i przywódcą Hitlerjugend. Impulsywny kierowca zapoczątkował bójkę, a kilka miesięcy później przy świadkach obraził żonę von Schiracha, na co ten zareagował wybatożeniem (dosłownie) kierowcy i jego brata. Manfred napisał do Hitlera list z prośbą o interwencję (a Hitler był nawet świadkiem na ślubie szefa Hitlerjugend, więc był to głupi pomysł), sprawa oparła się o komendanta NSKK Hunleina i innych dygnitarzy.

Manfred von Brauchitsch
Manfred von Brauchitsch fot. Wikimedia Commons

Absurdalny pomysł von Brauchitscha, by pozwolono mu pojedynkować się z jednym z najbliższych ludzi Fuhrera został wyśmiany. Najwyraźniej kierowca pomylił uwielbienie rozgrzanych propagandą tłumów z nietykalnością, którą szczycić się mogli najwierniejsi giermkowie Adolfa Hitlera. Po wojnie, przeinaczając prawdziwy przebieg zdarzeń, von Brauchitsch użył historii z von Schirachem jako "dowodu" swojej rzekomej antypatii do nazistów. W 1936 roku był jednak potrzebny propagandzie i, przy wstawiennictwie wuja generała, sprawę wyciszono.

Manfred von Brauchitsch dożył w spokoju sędziwego wieku i zmarł w 2003 roku

Gdy w 1939 rozgrywano Grand Prix Belgradu, Brauchitsch próbował wymknąć się do Szwajcarii i dopiero interwencja Neubauera zmusiła go do powrotu oraz startu w wyścigu. W czasie wojny nie robił niczego ciekawego, albowiem liczne wypadki wywołały w jego ciele takie spustoszenie, że komisja wojskowa nie zakwalifikowała go do służby. Zaraz po wojnie działał w niemieckim automobilklubie, ale zachodnioniemieckim kolegom nie podobało się to, jak kordialne stosunki utrzymywał z wieloma osobami w NRD i to, że organizował nielegalne wyścigi motocyklowe. Oskarżono go o szpiegostwo i aresztowano. Wypuszczony za kaucją zbiegł do NRD, pozostawiając na Zachodzie niespłacone długi i żonę, która wkrótce potem popełniła samobójstwo.

Tak samo jak wcześniej podlizywał się Hitlerowi, podlizywał się totalitarnym władzom Niemiec Wschodnich. Dostał tam posadę w Ministerstwie Sportu i w Komitecie Olimpijskim, żył sobie komfortowo w komunistycznym kraju, którego tajną policję przecież zorganizowali naziści. Po zjednoczeniu Niemiec wielokrotnie występował publicznie, opowiadając o swojej przedwojennej karierze wyścigowej. Aż do śmierci w 2003 roku nie przyznał się oficjalnie do swojego przemówienia ku chwale wodza III Rzeszy, a w autobiografii upierał się, że był wrogiem narodowego socjalizmu i że nigdy go nie popierał. Pozostaje postacią istotną dla sportu samochodowego w okresie międzywojennym, ale raczej wzorem dla nikogo być nie powinien.

Manfred von Brauchitsch w Mercedesie W25
Manfred von Brauchitsch w Mercedesie W25 fot Daimler AG - Mercedes-Benz Classic Communications
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.