262 tys. km. To wartość, która dla dobrego diesla lub silnika benzynowego stanowi dopiero rozgrzewkę. W Tesli może natomiast oznaczać naprawdę poważne koszty. Przekonał się o tym jeden z właścicieli Modelu S ze Stanów Zjednoczonych.
Historia została opisana w jednym z Reddit-owych postów. Mężczyzna zgłosił się do serwisu Tesli w celu zdiagnozowania problemu ze spadającym zasięgiem. Ten na pełnym ładowaniu spadł z 270 do 215 mil. Niestety nie mógł liczyć na naprawę gwarancyjną. Ochrona producencka skończyła się dla jego Modelu S cztery miesiące wcześniej. Diagnoza warsztatu? Konieczna jest wymiana zestawu baterii. Koszt? Ten został oszacowany na – UWAGA! – 19 346,06 dolara. To po przeliczeniu daje sumę wynoszącą niespełna 77 tys. zł.
Rada mężczyzny po usłyszeniu diagnozy serwisu jest jedna. Właściciele samochodów elektrycznych powinni odkładać każdego dolara zaoszczędzonego na paliwie. Pieniądze mogą się bowiem przydać na drogie wymiany baterii w elektrykach...
Pikanterii sprawie dodaje kilka faktów. Pierwszy jest taki, że wymiana baterii została zaproponowana przez serwis przy przebiegu na poziomie 262 tys. km. Dla modelu segmentu E taka wartość powinna stanowić dopiero przedbieg. Drugi jest taki, że za 77 tys. zł można... kupić drugi fabrycznie nowy samochód. Kwota wystarczy np. na bazowego Opla Corsę lub Toyotę Yaris sprzed liftingu z litrowym silnikiem.
Trzeci jest taki, że potężny wydatek na wymianę baterii niweluje tak naprawdę wszystkie oszczędności wynikające z "tankowania" prądu. W wyniku naprawy kierowca dopłacił bowiem do każdych pokonanych 100 km prawie 30 zł. To przy obecnych cenach daje blisko 5 litrów benzyny lub oleju napędowego, ewentualnie blisko 10 litrów gazu LPG. Tak, mężczyzna mógł obniżyć koszt naprawy, rezygnując z usług ASO. Cena w takim przypadku by mocno spadła. Jednak nie na tyle mocno, aby się stała symboliczna czy mało znacząca w cyklu życia pojazdu.