Wojewoda mazowiecki – Tobiasz Bocheński w rozmowie prowadzonej na antenie TVP Info postanowił skomentować kwestię warszawskiej strefy czystego transportu. I nie szczędził jej "naprawdę ciepłych słów". Czego dotyczyły główne zarzuty?
Pan Bocheński już na początku rozmowy uderzył w wysokie C. Powiedział, że SCT w Warszawie może stanowić wykluczenie komunikacyjne dla wielu mieszkańców stolicy, a do tego jest oparta na niesprawiedliwych zasadach. Główny argument? Zdaniem Pana wojewody błędne jest warunkowanie możliwości wjazdu do strefy w zależności od normy emisji spalin. Powód? Samochody nie uzyskają dostępu głównie z uwagi na wiek. Bo jak motywuje Pan Bocheński, "jak ktoś sobie kupi dzisiaj samochód z silnikiem V8 za milion złotych, który emituje bardzo dużo gazów cieplarnianych, czyli nie jest ekologiczny, to on wjedzie do tej strefy".
Problem staje się tym bardziej palący, że podczas przedstawiania kolejnego projektu SCT, władze Warszawy poszerzyły jej zasięg. Obszar z ograniczeniami wjazdu dla samochodów zajmie około jednej trzeciej granic administracyjnych stolicy.
Krytyka ze strony wojewody mazowieckiego jest słuszna? W pewnym stopniu tak. Argument o nowszych pojazdach z silnikami o dużej pojemności może być trafiony. Pan Bocheński przed podjęciem krytyki powinien jednak sprawdzić dwa wskaźniki. Pierwszy jest taki, że plan utworzenia strefy czystego transportu w Warszawie popiera niemal 70 proc. dorosłych mieszkańców stolicy, w tym 66 proc. kierowców deklarujących jazdę autem regularnie.
Drugi jest taki, że w pierwszym kształcie zasady obowiązujące w SCT w Warszawie będą oznaczać ograniczenie dostępowe zaledwie dla 2 proc. pojazdów zarejestrowanych w stolicy. Brak dostępu do centrum dotknie diesli starszych niż 18 i benzyniaków starszych niż 27 lat. Warszawa nie pozbędzie się zatem zbyt "świeżych" samochodów. W roku 2026 ograniczenia dotkną 9 proc. obecnego parku samochodów, a etap zaplanowany na rok 2032 obejmie 27 proc. obecnie eksploatowanych aut. To nie są przerażające liczby, zwłaszcza że część pojazdów ujętych w nich wyeliminuje się w międzyczasie sama z siebie. Wyjdzie z eksploatacji z uwagi na wiek czy stan.
Na koniec drobna dygresja. Nie to, żebym się w pełni zgadzał z ideą stojącą za wprowadzaniem stref czystego transportu. Ale spójrzmy na sprawę realnie i w przypadku głosu Pana Bocheńskiego pamiętajmy o dwóch rzeczach. Niestety nie da się stworzyć miarodajnych i mierzalnych kryteriów wjazdu do SCT. Chociażby dlatego, że zbyt skomplikowany system, jeszcze mocniej utrudniałby życie mieszkańców i operatora systemu CEPiK. Musiałby piętrzyć ilość informacji wpisywanych do bazy. Inaczej nie byłoby możliwości weryfikacji dostępu do stref dla pojazdów...
Chyba że warunkiem będzie uzyskanie badania realnej emisji. Ale wtedy naprawdę stare diesle w złym stanie mogłyby się okazać gorsze pod względem emisji od nowoczesnych V-ósemek.
Drugi z czynników jest taki, że za stworzeniem idei stref czystego transportu stoi bezpośredni przełożony wojewody mazowieckiego – były i trochę obecny premier Mateusz Morawiecki. Jeżeli Pan Bocheński ma zastrzeżenia, mógł je mieć na etapie tworzenia ustawy. Była z pewnością przestrzeń do zgłaszania ewentualnych uwag. I gdyby te zostały uwzględnione, dziś władze Warszawy musiałyby się dostosować do dodatkowych reguł. Wtedy w SCT byłoby sprawiedliwiej i tak, jak Pan wojewoda chce. Choć też nie wiadomo jak chce, bo w rozmowie z TVP Info rzucał głównie frazesami.