Już nie "Made in China", a "Made in Hungary". Chińskie auta prosto z Węgier

Chińskie auta dotrą do europejskich salonów samochodowych nie tylko z zakładów w Azji, ale także z Europy. Zadba o to Viktor Orban, który konsekwentnie zabiega o chińskie inwestycje w swoim kraju. Według niemieckich mediów premier Węgier odniósł kolejny sukces i skutecznie zachęcił największego producenta samochodów elektrycznych na świecie.

Chińskie samochody ze znaczkiem "Made in Hungary". Tak wkrótce może być z pojazdami największego producenta samochodów elektrycznych na świecie. BYD planuje bowiem budowę pierwszej poza Chinami fabryki elektrycznych aut osobowych. Tak przynajmniej twierdzi niemiecki "Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung".

Zobacz wideo Elektryczne samochody? Derski: Jeszcze w latach 50. będziemy użytkować samochody spalinowe!

Na oficjalne potwierdzenie trzeba jednak jeszcze będzie poczekać. Największy branżowy portal Automotive News Europe poinformował, iż rząd węgierski nie odpowiedział na prośbę o komentarz. Reuters zacytował zaś informacje koncernu BYD, który ograniczył się do stwierdzenia, iż wciąż trwają poszukiwania odpowiedniej lokalizacji, a decyzja zostanie ogłoszona jeszcze w tym roku.

Jeśli BYD wybierze Węgry to nie będzie to jego pierwsza inwestycja w tym kraju. Chińczycy od 2017 roku produkują bowiem w węgierskim Komarom autobusy w ramach spółki BYD Electric Bus & Truck Hungary Kft. W ubiegłym roku firma ogłosiła znaczące zwiększenie mocy produkcyjnych (z 200 do 1000 pojazdów rocznie). W 2020 r. Chińczycy dokupili nawet kolejną działkę pod kolejny zakład.

Chiny lubią Węgry

Węgry to nie tylko miejsce produkcji pojazdów BYD. W Biatorbagy (nieopodal Budapesztu) powstał zakład chińskiego koncernu NIO. We wrześniu 2022 r. firma rozpoczęła produkcję stacji wymiany akumulatorów, które eksportuje na wybrane europejskie rynki. Wraz z zakładem uruchomiono także pierwszy ośrodek badawczo-rozwojowy NIO Power Europe. Wszystko w ramach chińskiej inicjatywy Pasa i Szlaku.

Chińskie inwestycje w Europie nie powinny dziwić. Można je traktować jako odpowiedź na działania Komisji Europejskiej (śledztwo w sprawie wsparcia finansowego dla produkcji w Chinach) oraz poszczególnych państw (m.in. nowe programy dotacji do zakupu aut elektrycznych we Francji czy we Włoszech), by zwiększyć ochronę lokalnych producentów, którzy obawiają się o swoją przyszłość i rywalizację z chińskimi firmami. Jedno przy tym nie ulega wątpliwości. Zamożny europejski rynek to łakomy kąsek dla chińskich koncernów i tak łatwo z niego nie zrezygnują.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.