Ceny na stacjach paliw w Polsce w tym tygodniu drgnęły. Przy dystrybutorach kierowcy zauważyli pierwsze wzrosty. Chwilowo są one delikatne i raczej nieśmiałe. Co jednak będzie po weekendzie? No właśnie, to ważne pytanie. Zwłaszcza że już w ten weekend odbędą się wybory. Po nich Orlen nie będzie miał powodu do oferowania dumpingowych stawek na stacjach.
Zacznijmy jednak od faktów. W tym tygodniu według danych serwisu e-petrol.pl kierowcy płacili średnio 6,07 zł za litr benzyny PB 95, 6,14 zł za litr oleju napędowego i 3,03 zł za litr gazu. Za bezołowiową trzeba zatem zapłacić 8 groszy więcej na litrze, a za ON 15 groszy więcej na litrze. Symboliczna zmiana - można powiedzieć. Analizując jednak te wyniki, warto jednak zwrócić uwagę na pewien fakt. Prognozy wzrostowe wyliczone przez ten sam portal e-petrol.pl były zdecydowanie bardziej optymistyczne. Ceny wzrosły zdecydowanie bardziej, niż przewidywali to eksperci.
W zeszłym tygodniu e-petrol.pl przewidywał, że cena PB 95 zatrzyma się na 6,06 zł, a ON na 6,09 zł. A to pewnie oznacza mniej więcej tyle, że wchodzimy właśnie w fazę zwyżkową. Jej apogeum nastąpi pewnie w kolejnym tygodniu. Zwłaszcza że tendencja jest widoczna także w cenach hurtowych. Te rosną od zeszłego tygodnia praktycznie każdego dnia.
Ile zatem będzie trzeba zapłacić za tankowanie pojazdu? Ostatecznych wskazań nie da się podać. Powody takiej sytuacji najlepiej obrazuje obecna sytuacja, w której ceny są po prostu sztucznie sterowane. Gdyby jednak po wyborach na stacjach paliwowych w Polsce ponownie miał zacząć obowiązywać wolny rynek, za punkt odniesienia trzeba byłoby przyjąć kwoty aktualne w krajach sąsiadujących. Pójście w kierunku Litwy musiałoby oznaczać jakieś 7 zł za litr benzyny i oleju napędowego. Model czeski oznacza nieco ponad 7,40 zł, słowacki 7,6 do 7,7 zł, a niemiecki 8,3 do 8,4 zł.
Do tego dochodzi niestabilna sytuacja w Izraelu. Eksperci twierdzili po pierwszym ataku, że nie powinniśmy się martwić, ale tylko w przypadku, gdy konflikt nie będzie eskalował, a niestety najwyraźniej zmierzamy właśnie w kierunku tego scenariusza. Jakie odzwierciedlenie w kursach ropy znajdzie sytuacja na Bliskim Wschodzie? To dziś kluczowe pytanie dla polskich kierowców. Ci powinni mieć nadzieję, że nie tak duże, jak w roku 1973, gdy konflikt w tej części świata spowodował światowy kryzys paliwowy.