Chińskie samochody to zagrożenie dla Europy. Komisja Europejska wszczyna dochodzenie

Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej ostrzega, że choć Europa jest otwarta na konkurencję, to musi bronić się przed nieuczciwymi praktykami. Na cenzurowanym znaleźli się chińscy producenci samochodów elektrycznych, ze względu na zarzuty dotowania niedrogich pojazdów na prąd. Władze UE wreszcie uświadomiły sobie rosnące zagrożenie dla europejskiego przemysłu motoryzacyjnego.

Lepiej późno niż wcale. Komisja Europejska ze sporym opóźnieniem dostrzegła zagrożenie w postaci chińskich samochodów elektrycznych. To one zagrażają koncernom motoryzacyjnym w Europie, którym coraz trudniej konkurować z gigantami z Azji (władze UE pamiętają co stało się z europejską branżą fotowoltaiki po zalewie konkurencji z Chin). Po sporych naciskach ze strony Francji błyskawicznie rusza dochodzenie w sprawie dotowania produkcji chińskich aut. Śledczy rozpoczną pracę już w środę 13 września 2023 r. Tego samego dnia, w którym odbyło się ważne wystąpienie szefowej Komisji Europejskiej.

Zobacz wideo Elektryczne samochody? Derski: Jeszcze w latach 50. będziemy użytkować samochody spalinowe!

Termin wybrano nieprzypadkowo. Kwestię chińskich aut poruszono bowiem podczas corocznego orędzia o stanie Europy (wystąpienie miało miejsce przed południem w środę 13 września 2023 r.). To wówczas Ursula von der Leyen, szefowa Komisji Europejskiej zapowiedziała natychmiastowe wszczęcie dochodzenia. Dlaczego Chiny znalazły się na cenzurowanym w UE? Zarzut jest dość poważny. Ursula von der Leyen alarmowała, że ceny samochodów są sztucznie utrzymywane na niskim poziomie dzięki ogromnym państwowym dotacjom w Chinach (według danych Reutersa dotacje w latach 2016-2022 sięgnęły aż 57 mld dolarów). A to stanowi spore zagrożenie dla filaru europejskiego przemysłu, jakim są koncerny samochodowe na starym kontynencie.

Chiński jest tańszy. To oczywiste. Ale o ile tańszy...

Różnice w cenach są spore. Według danych Jato Dynamics średnia cena detaliczna chińskiego samochodu na prąd jest niższa o ok. 29 proc. od europejskiego odpowiednika (w Wielkiej Brytanii sięga nawet 38 proc.). To nie tylko kwestia subsydiowania produkcji, ale także przewagi w postaci chińskiej kontroli nad łańcuchem dostaw i surowców do produkcji akumulatorów (wg. Reutersa średnia cena na rynku chińskim w 2022 r. to 130 dolarów za kWh, a na światowym ponad 150 dolarów).

Dziwi, że liczne apele prezesów europejskich firm zostały wysłuchane tak późno. Przed chińskimi konkurentami od dawna ostrzegali szefowie BMW, Mercedesa, Renault, Stellantis czy Grupy Volkswagen. Podczas tegorocznego salonu samochodowego IAA w Monachium ponowili swoje apele. Oliver Zipse, prezes BMW prognozował, że przy obecnej konkurencji i normach emisji spalin produkcja małych i niedrogich aut w Europie przestanie być opłacalna, a lukę błyskawicznie zajmą chińskie marki. Luca de Meo, prezes Renault Group wspominał o silnej konkurencji w kwestii dostaw aut elektrycznych oraz sporych zaległościach Europy względem Chin. Bardzo wymownie ostrzegała zaś Hildegard Mueller, prezes niemieckiego stowarzyszenia producentów samochodów — My (Niemcy) tracimy naszą konkurencyjność -.

BYD. Chińskie samochody na salonie IAA 2023
BYD. Chińskie samochody na salonie IAA 2023 Tomasz Okurowski
BYD. Chińskie samochody na salonie IAA 2023
BYD. Chińskie samochody na salonie IAA 2023 Tomasz Okurowski
BYD. Chińskie samochody na salonie IAA 2023
BYD. Chińskie samochody na salonie IAA 2023 Tomasz Okurowski
BYD. Chińskie samochody na salonie IAA 2023
BYD. Chińskie samochody na salonie IAA 2023 Tomasz Okurowski




Euro 7, elektromobilność i wysokie marże

Dochodzenie to nie wszystko. Nie jest tajemnicą, że Europa traci na konkurencyjności po dość radykalnej zmianie kursu na elektromobilność (w której jest zapóźniona względem Chin oraz amerykańskiej Tesli) i dalszym zaostrzaniu norm emisji spalin. Obecnie trwa batalia o nową normę Euro 7, która zdaniem koncernów oznacza gwóźdź do trumny najbardziej przystępnych cenowo małych samochodów. Okazuje się, że przy obecnych przepisach bardziej opłaca się produkcja dużych i kosztownych SUV aniżeli małych i niedrogich modeli miejskich czy kompaktowych. Trudno jednak tylko winić prawodawców, skoro przemysł nie kryje apetytu na coraz większe marże (a o te łatwiej w przypadku aut wyższej klasy) kosztem ograniczenia produkcji produktów, na których może najmniej zarobić.

Co dalej? Dochodzenie potrwa 13 miesięcy. Od jego wyników zależy, czy UE zacznie bronić swojego przemysłu. W ramach obrony może podwyższyć stawki cła (obecnie wynosi 10 proc.). Nietrudno jednak o wrażenie, że europejskie koncerny oczekują czegoś innego. Chętnie przyjęłyby nie tylko unijne wsparcie przy produkcji aut zeroemisyjnych, ale także odwlekłyby w czasie zaostrzenie norm emisji spalin. A od tego zależy przyszłość takich marek jak m.in. Seat.

Więcej o: