Zgłoszenie o osobowym samochodzie leżącym na dachu w miejscowości Ostrówki (woj. lubelskie) przyjął oficer dyżurny radzyńskiej komendy. Policjanci skierowani na miejsce zastali we wskazanej lokalizacji rozbitą na polu Toyotę Yaris, której kierowca na łuku jezdni stracił panowanie nad pojazdem. O niebezpiecznych zdarzeniach na polskich drogach piszemy codziennie na Gazeta.pl.
Jak relacjonują mundurowi, obok auta stało trzech mężczyzn w wieku 26, 39 i 43 lat oraz dwie kobiety w wieku 19 i 36 lat. Młodsza z kobiet na rękach trzymała swoje roczne dziecko, które przewoziła na kolanach. Najmłodsza uczestniczka zdarzenia została wraz z dzieckiem przetransportowana do szpitala na badania.
Funkcjonariusze ustalili, że wszystkie te osoby podróżowały Toyotą. Nikt jednak nie zamierzał się przyznać do kierowania pojazdem. Wszyscy twierdzili, że samochód prowadził mężczyzna, który przed przybyciem policjantów uciekł z miejsca zdarzenia. Stróże prawa prowadząc czynności, przeprowadzili badanie alkomatem, które wykazało, że prawie wszyscy byli pod znacznym działaniem alkoholu. Jedyną trzeźwą osobą była 19-latka.
W związku z kłopotem w ustaleniu kierującej osoby, ostatecznie wszyscy poza matką z dzieckiem zostali zatrzymani i trafili do policyjnego aresztu. Tam 39-letni właściciel auta po wytrzeźwieniu przypomniał sobie, że to on siedział za kierownicą. Po zdarzeniu miał w wydychanym powietrzu niemal 2 promile alkoholu. Z komunikatu prasowego dowiadujemy się, co teraz grozi mężczyźnie:
Mężczyzna odpowie przed sądem. Grozi mu kara do 2 lat pozbawienia wolności. Musi się również liczyć z zapłatą świadczenia pieniężnego na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej w kwocie nie mniejszej niż 5 tysięcy złotych, a także orzeczeniem przez sąd zakazu kierowania pojazdami na minimum 3 lata.