Bezpieczeństwo — ta wartość już od 20 lat łączy Skodę oraz Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratownicze. By zadbać o dobro odwiedzających Tatry turystów, jak i samych ratowników, producent regularnie zasila flotę organizacji w swoje pojazdy. Podczas spotkania w Zakopanem z okazji okrągłego jubileuszu współpracy pomiędzy czeską marką a TOPR mogliśmy poznać kulisy życia ratowników, realia ich pracy, jak również sprawdzić jak prezentuje się park maszynowy stowarzyszenia. Więcej podobnych artykułów znajdziesz na stronie Gazeta.pl
W 2021 roku do floty TOPR dołączyły elektryczne Enyaqi. Jak łatwo można było zgadnąć, są to auta z napędem na obie osie w topowej specyfikacji o mocy 265 KM. Zdaniem producenta maksymalny zasięg to 521 km. Zapytaliśmy ratowników, czy jest to wynik zadowalający. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że spełnia to ich codzienne potrzeby i jeszcze się nie zdarzyło, by martwili się, że nie dojadą, czy też nie wrócą z akcji. Dodali także, że duże zużycie energii na podjazdach rekompensuje całkiem wydajna rekuperacja. Auta są też przez noc ładowane w siedzibie TOPR, przez co stale dysponują satysfakcjonującym zasięgiem.
Co ciekawe, Enyaqi całkiem nieźle radzą sobie na górskich szlakach, jednak większą cześć swojego przebiegu uzyskują na wyasfaltowanych trasach. Jak wspomnieli sami ratownicy, podczas wyjazdów, chociażby nad Morskie Oko, wolą korzystać z elektryków, niż np. Defenderów (aktualnie we flocie TOPR jest osiem egzemplarzy brytyjskiej terenówki). Są one wygodniejsze, a także cichsze i przy okazji "nie smrodzą", co też kilkukrotnie zostało podkreślone. W końcu zapach spalin w okolicznościach górskiej przyrody nie jest szczególnie przyjemny dla turystów, ani też dla samych ratowników.
Oprócz elektryków ratownicy korzystają także z dwóch Kodiaqów oraz Octavii Combi w wersji Scout. Dodatkowo obok wspomnianych wcześniej Land Roverów, do ich dyspozycji jest także świeżutki Ineos Grenadier. Oczywiście we flocie nie brakuje skuterów śnieżnych czy też cztero jak i sześciokołowych kładów. Ważnym elementem wyposażenia TOPR jest także śmigłowiec Sokół, który okazuje się wręcz bezcenny.
Nie wolno zapomnieć o dronach, które w ostatnich latach wielokrotnie udowodniły swoją przydatność. Dzięki zamontowanym w nich kamerom (także na podczerwień) ratownicy potrafią wyśledzić zagubione czy też potrzebujące bezpośredniej pomocy osoby i tym samym skrócić czas akcji, jak również zwiększyć szansę na jej powodzenie.
Każdy zapewne zdaje sobie sprawę z tego, jak atrakcyjne dla turystów są Tatry. W szczycie sezonu na górskich szlakach potrafi być nawet 50 tys. osób. Taka liczba działa na wyobraźnię, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę liczbę ratowników TOPR oraz akcji, w których uczestniczą. Aktualnie w szeregach organizacji na etacie pracują zaledwie 44 osoby. Oczywiście wspierane są przez ochotników, których też jednak nie jest zbyt wielu.
Podczas jednej, 12-godzinnej zmiany, służbę pełni przynajmniej 12 ratowników oraz dwóch pilotów helikoptera, którzy są pracownikami zewnętrznej firmy współpracującej z TOPR. Co roku biorą udział w ok. 1000 akcjach, często bardzo wymagających tak pod względem technicznym, jak również kondycyjnym. Służba więc nie jest "bułką z masłem".
Praca w TOPR wiąże się także z ogromnym stresem. Wystarczy wspomnieć tragiczną burzę na Giewoncie, do której doszło 22 sierpnia 2019 roku. Ponad 150 osób zostało rannych, a cztery, w tym dwoje dzieci, zginęły na miejscu. Wspomnienia ratowników dotyczące porażonych przez pioruny osób i ich okropnych obrażeń potrafią zjeżyć włosy na głowie.
Dodatkową kwestią są też niskie płace. Ratownicy TOPR należą do tzw. budżetówki, podlegając pod Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. Biorąc pod uwagę ryzyko, z jakim muszą się mierzyć podczas akcji ratowniczych, pensje wydają się wręcz groteskowo zaniżone. Po tygodniu roboczym (ratownik pracuje przez cały tydzień, łącznie z weekendami, po którym następuje tydzień wolnego) muszą dorabiać m.in. jako przewodnicy. W innym wypadku trudno byłoby im związać koniec z końcem. Przyznają też, że praca w TOPR jest dla nich pasją, dlatego też nigdy nie pomyśleli o jej porzuceniu.
Wszystkich, zwłaszcza osoby, które często udają się w Tatry, zachęcamy do przeznaczania 1,5 proc. podatku na rzecz Fundacji Ratownictwa Tatrzańskiego TOPR. Polecamy też obejrzeć zamieszczony poniżej film, który ratownicy nakręcili podczas wymiany łańcuchów na jednym z najbardziej niebezpiecznych górskich szlaków - Orlej Perci. Właśnie w takich miejscach toprowcy muszą często podejmować akcje ratownicze. Nie ulega więc wątpliwości, że należy się im nasz szacunek i wsparcie. Materiał powstał na wyjeździe sfinansowanym przez markę Skoda. Firma nie miała wglądu i wpływu na treść publikacji.