Więcej ciekawych tekstów znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Choć urządzenia lokalizacyjne mogą być pomocne zwłaszcza w przypadku kradzieży, bądź po prostu monitorowania bezpieczeństwa najbliższych, to są też mieczem obusiecznym. Coraz częściej złodzieje samochodów oznaczają nimi swoje „cele", aby w odpowiednim momencie przystąpić do ich zawłaszczenia. Okazuje się, że, AirTag znalazł w USA również inne zastosowanie.
Jeden z internautów na popularnym w Stanach serwisie Reddit rozpętał wielką dyskusję na motoryzacyjnym forum. Od dealera samochodowego nabył używaną Toyotę Corollę z 2006 r. Transakcji dokonał za pośrednictwem serwisu typu „kup teraz", dzięki czemu nie musiał kontaktować się z bankiem w sprawie zakupu. Wraz z dealerem omówił więc warunki finansowe i odjechał pojazdem do domu. Umowa obejmowała uiszczanie regularnych płatności w określonych terminach.
Kupiec twierdził, że zapłacił umówione 3000 USD i zobowiązał się do kolejnych płatności co dwa tygodnie. Jednak chwilę po wyjeździe z komisu na swojego iPhone'a otrzymał powiadomienie, że wraz z nim jedzie miniaturowy lokalizator Apple. Kierowca szybko go zlokalizował — był ukryty pod dywanikiem od jego strony. Na AirTagu wygrawerowano logo dealera, więc było jasne, do kogo należy. Tłumaczył internautom, że umowa zakupu auta nie uwzględniała monitorowania położenia nowego nabytku.
Prawo stanowe w Tennessee jasno wskazuje, że nielegalne jest „świadome" umieszczanie urządzeń lokalizacyjnych w pojeździe. A nawet jeśli, to nie wyraziłby zgody na jego śledzenie.
Możesz zgłosić sprawę na policję, ale nie oczekuj, że sprawa rozwiąże się szybko
- oznajmił jeden z komentujących
Choć tamtejsze prawo mówi wprost o zakazie, to obecne przepisy wymagają odpowiednich zmian, gdyż właściciele aut sami umieszczali w nich AirTagi, aby zabezpieczyć je przed kradzieżą. Użytkownik „świeżo" zakupionej Corolli stwierdził, że jednak zostawi urządzenie pod dywanikiem. Przyda mu się właśnie jako ochrona przed złodziejem.