Sytuację na rynku motoryzacyjnym śmiało można nazwać paranoiczną. 10-letni sedan segmentu D? Kosztuje przeciętnie jakieś 35 tys. zł. Nowe auto? Za Golfa w salonie trzeba zapłacić co najmniej 123 tys. zł. Tyle, co kiedyś kosztował dobrze wyposażony Passat. I choć przez chwilę wydawało się, że sytuacja zaczyna się stabilizować, a ceny stają w miejscu. To była tylko chwilowa tendencja, ewentualnie złudzenie. Rynek znowu ruszył. Znowu robi się drożej.
Zacznijmy od rynku wtórnego. Dane w tym zakresie dostarcza sieć komisów AAA Auto. W lipcu 2023 roku średnia cena używanego pojazdu pojawiającego się w naszym kraju wynosiła 31 200 zł. Kwota jest o zaledwie 300 zł niższa od rekordu dla polskiego rynku, który został pobity w lutym. To oznacza, że ceny ponownie rosną. Śmiało można zatem powiedzieć, że taniej już było. I to też tylko przez chwilę. A na tym zaskoczenia się nie kończą. Bo królem rynku wtórnego w Polsce ponownie jest diesel. Choć benzyniak ustępuje mu miejsca dość nieznacznie.
Jakie auta używane są najpopularniejsze w Polsce? Numerem jeden od dłuższego czasu jest Opel Astra. Lipiec 2023 roku tego nie zmienił. Drugie miejsce przypadło Volkswagenowi Golfowi, a trzecie Audi A4.
W przypadku rynku pierwotnego wyliczenia czerwcowe również nie wyglądają optymistycznie. Jak wskazuje Samar, średnia cena nowego samochodu w Polsce wyniosła 175 742 zł. To oznacza, że przeliczając dane rok do roku, wzrosła o dokładnie 13 proc. Wpływ na tę sytuację mają jednak nie tylko liftingowane cenniki. Analitycy Samaru podkreślają, że nie bez udziału w wyniku pozostaje fakt, że w sprzedaży samochodów coraz większą rolę odgrywają modele pochodzące z segmentu premium.
Sytuacja na rynku samochodów nowych zmieniła się dramatycznie. Dziś do auta segmentu B bez 80, 90 tys. zł nie ma nawet co podchodzić. W przypadku segmentu C mówimy już o kwocie 140 do 150 tys. zł, podczas gdy cenniki w segmencie D startują od 200 tys. zł. Sytuację wystarczy przeczekać? No właśnie nie. Taniej już nie będzie. Nie będzie, bo producenci muszą inwestować w elektryki i potrzebują na to pieniądze. A do tego cały czas walczą z wysokimi cenami półprzewodników. Poza tym to ostatnie lata sprzedaży spalinowców. Więc producenci chcą wycisnąć tą technologię jak cytrynę. Do cna. I nieźle im z tym idzie. A o zgrozo może jeszcze iść im coraz lepiej.