Parlament stanu Południowa Australia szykował nowe prawo strasznie długo, ale trzeba je uznać za przełomowe. Po raz pierwszy ktoś zdecydował się wymagać dodatkowych uprawnień od właścicieli samochodów z wyjątkowo mocnymi silnikami. Niestety przy okazji politycy popełnili sporo błędów.
Więcej wiadomości na temat bezpieczeństwa ruchu drogowego znajdziesz na stronie Gazeta.pl
Pomysł na specjalną kategorię prawa jazdy dla kierowców sportowych aut narodził się po tragicznym wypadku z 2019 roku. Kierowca superauta lamborghini huracan w wyniku zbyt szybkiej jazdy śmiertelnie potrącił dwie dziewczyny, które szły chodnikiem w Adelaidzie, stolicy stanu Południowa Australia. Alexander Campbell stracił panowanie nad samochodem i po uderzeniu w krawężnik wypadł z drogi. W wypadku, który spowodował, zginęła 15-letnia Sophia Naismith, a jej koleżanka została ranna.
Kierowca lamborghini przyznał się do nieostrożnej jazdy i utraty kontroli nad autem. Za spowodowanie śmiertelnego wypadku został skazany na cztery miesiące i 27 dni pozbawienia wolności w zawieszeniu, 200 godzin prac społecznych oraz zakaz jazdy samochodem przez rok. Jednocześnie sąd oczyścił Campbella z najpoważniejszego zarzutu zabójstwa drogowego, bo nie dało się udowodnić mu takich intencji.
Wypadek wzburzył opinię publiczną w Południowej Australii tak bardzo, że parlament postanowił działać i już po czterech latach ustanowił nowe prawo, które właśnie zostało przegłosowane. Zgodnie z nim od 1 grudnia 2024 r. do jazdy wyjątkowo szybkim samochodem będą koniecznie dodatkowe uprawnienia. Nową kategorię prawa jazdy oznaczono literą U. Ustawodawca zdefiniował kategorię samochodów UHPV (Ultra High-Powered Vehicle), do których prowadzenia będzie wymagane prawo jazdy kat. U. Taki samochód musi mieć współczynnik mocy do masy większy niż 276 kW na tonę i dopuszczalną masę całkowitą, która nie przekracza czterech i pół tony. Na australijskim rynku jest około 200 modeli aut, które spełniają te wymagania.
Pomysł od razu wzbudził kontrowersje. Jedni obywatele zaczęli protestować przeciwko ograniczaniu ich swobód, inni twierdzą, że kryteria są bezsensowne. Jeszcze inni są oburzeni sposobem, w jaki można uzyskać prawo jazdy kat. U. Żeby stać się jego posiadaczem, wystarczy wziąć udział w specjalnym kursie online, co wydaje się symbolicznym utrudnieniem. Jego szczegóły w tej chwili nie są znane, ale wiadomo, że ma uświadomić uczestników na temat ryzyka związanego z prowadzeniem samochodów klasy UHPV oraz wyjaśnić działanie systemów bezpieczeństwa we współczesnych samochodach.
Dodatkowym elementem nowych przepisów jest mandat w wysokości pięciu tys. dolarów australijskich za wyłączenie systemów bezpieczeństwa w czasie jazdy po publicznych drogach. Chodzi ABS (zapobiega blokowaniu kół przy hamowaniu), AEB (awaryjne hamowanie), ESC (stabilizuje tor jazdy) i TC (kontrola trakcji). Część z nich zwykle można dezaktywować przy pomocy przycisku (ESP, TC), ale inne wymagają ingerencji w oprogramowanie lub wyjęcia odpowiedniego bezpiecznika. Jeśli ktoś nie kojarzy, o co chodzi, dodam, że tak zrobił w swoim pomarańczowym bmw sprawca śmiertelnego wypadku na warszawskiej ulicy Sokratesa.
Pomysł wprowadzenia specjalnych uprawnień dla sportowych i bardzo szybkich aut ewidentnie jest słuszny i jestem przekonany, że w tym kierunku będzie zmierzać prawodawstwo w większości krajów. Rzecz jasna da się jeździć niebezpiecznie każdym samochodem i spowodować nim groźny wypadek, ale z drugiej strony trudno udawać, że ktokolwiek kupuje sportowe auto z bardzo mocnym silnikiem po to, aby przez cały czas jeździć nim powoli. Większość osób robi to, aby poczuć adrenalinę. Dlatego lepiej, żeby zdawały sobie sprawę z ryzyka. Szybki samochód może być niebezpieczny tak samo jak siekiera, jeśli używa go nierozsądna osoba.
Zupełnie inną, ale równie ciekawą kwestią do dyskusji jest prawo do rejestracji takich aut i późniejszej jazdy nimi po publicznych drogach, skoro obowiązują na nich restrykcyjne ograniczenia prędkości. Zgodnie z logiką każdy samochód powinien mieć ogranicznik, który nie pozwala rozpędzić się kierowcy bardziej, niż zezwala lokalne prawo, ale to byłby prawdziwy cios w serce miłośników motoryzacji i władze żadnego kraju na świecie na razie nie są gotowe go zadać.
Australijski pomysł na dodatkowe uprawnienia jest dobry, natomiast sposób na jego realizację wyjątkowo niezdarny. Nie wiem, jak będzie wyglądał kurs online dla kandydatów na prawo jazdy kat. U, ale trudno mi wyobrazić sobie, że w jego trakcie można ich nauczyć odpowiedzialności, panowania nad autem albo umiejętności bezpiecznej jazdy. Do tego służą badania psychologiczne oraz praktyczne kursy doskonalenia jazdy i właśnie tak powinien wyglądać egzamin, który po uzyskaniu pozytywnego wyniku kończy się przyznaniem prawa jazdy kat. U.
Dodatkowo można wprowadzić cezurę wiekową, tak samo jak w przypadku szybkich motocykli. Tak jest nawet w Polsce: o prawo jazdy kat. A, które pozwala na jazdę szybkimi motocyklami, można ubiegać się dopiero w wieku 24 lat (lub 20, jeśli od dwóch lat mają kat. A2) i nikogo to nie dziwi. Dlaczego nie zrobić analogicznie z szybkimi autami, tym bardziej że kierowcy jednośladów robią krzywdę przeważnie sobie, a samochodów - komuś innemu.
Równie bezsensowne jest południowoaustralijskie kryterium, zgodnie z którym wyznaczono granice aut UHPV. Według przelicznika mieści się w niej lamborghini huracan, ale już BMW M3 i wiele innych sportowych samochodów - nie. To znaczy, że zdaniem ustawodawcy w nich stosunek mocy do masy jest bezpieczny dla otoczenia. Wszyscy wiedzą, że to kompletna bzdura.
Zamiast tego znacznie lepiej byłoby wziąć pod uwagę inny parametr. Najlepiej przyspieszenie do 200 km/h, bo będzie najbardziej miarodajne. Potem ustalić granicę na jakimś sensownym poziomie, np. 12 sekund. Żadna cezura nie będzie idealna, ale taka na pewno jest lepsza, niż wymyślili "Aussie" z parlamentu.
Tak samo kara za wyłączanie układów bezpieczeństwa przyciskiem nie jest optymalnym rozwiązaniem. Sprytniej byłoby zabronić producentom samochodów umieszczania takich wyłączników w drogowych autach, a właścicieli karać dopiero za ingerencję w elektronikę. Na końcu chciałbym przeprosić wszystkich petrolheadów, że podpowiadam ustawodawcom sposoby, jak nas "zniewolić". To prawda, że takie działania zmierzają do odbierania kierowcom przyjemności z jazdy sportowymi samochodami, ale trzeba się z tym pogodzić.
Wolność jednej osoby kończy się, gdy jej działania zaczynają zagrażać innym. Dobrym miejscem do sportowej jazdy są tylko zamknięte obiekty, gdzie kierowca nie stwarza niebezpieczeństwa dla postronnych osób. Jestem bardzo ciekaw, jak australijski precedens zostanie przyjęty przez opinię publiczną, bo od tego zależy, czy o podobnych regulacjach zaczną myśleć władze innych krajów i regionów.
W materiale wykorzystano zdjęcia producentów.