Więcej ciekawych tekstów znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Pożar wybuchł u wybrzeży holenderskiej wyspy około północy. Pływający pod panamską banderą transportowiec Fremantle Highway zmierzał z Niemiec do Egiptu dokładnie z 2857 pojazdami, z czego 25 to elektryki. Płomienie szybko rozprzestrzeniły się na pozostałe auta.
Jednostka wypłynęła z niemieckiego Bremerhaven do Port Said w Egipcie. Gdy tylko wybuchł pożar, załoga próbowała ugasić go samodzielnie. Na to było już jednak za późno. Do akcji szybko przystąpiły służby.
Rozmiar katastrofy uniemożliwił bezpieczne wprowadzenie strażaków na pokład. Próby ugaszenia podejmowane są ze strażackich statków. Służby wciąż polewają jednostkę wodą, aby ją schłodzić. Akcja trwa nadal i trudno ocenić do kiedy potrwa.
Choć rzeczniczka straży przybrzeżnej zapewnia, że jednostki zgromadzone wokół samochodowca podejmują wszelkie próby, to ich wysiłek ostatecznie może spełznąć na niczym. Już teraz statek mocno się przechyla i wielce możliwe, że podzieli los Baltic Ace zbudowanego w Stoczni Gdynia, który zatonął właśnie na wodach Morza Północnego nieopodal holenderskiego wybrzeża.
Miejscowy serwis informacyjny podał informację, że około godziny 2:13 czasu lokalnego, kapitanowi zalecono całkowitą ewakuację personelu statku. Kilka minut później część załogi podejmowała samodzielne próby wydostania się z okrętu ze względu na problemy z oddychaniem. Wyziębionych członków załogi przechwyciła z wody łódź ratunkowa. Resztę osób ewakuowano z pokładu helikopterami. Jednej z nich niestety nie udało się uratować.
Choć w ostatnich latach mocno spadła liczba niekontrolowanych pożarów, to w niedalekiej przeszłości stanowiły dla statków poważny problem. Tylko w ostatnim półroczu 2019 roku ogień pojawił się na 6 jednostkach, a jedna z nich zatonęła.
Armatorzy zwrócili wówczas uwagę na potrzebę większej kontroli akumulatorów i jednostek elektrycznych przewożonych na pokładzie. Tym razem procedury jednak zawiodły.