Śmieciowy magnat potrącił człowieka 1,5 roku temu. Sąd do tej pory nie wyznaczył terminu rozprawy

Pracownik Polskich Sieci Elektroenergetycznych został potrącony przez busa 15 lutego 2022 r. Za kierownicą siedział Jerzy Z., założyciel firmy Lekaro, zajmującej się odbiorem śmieci. Świadkowie twierdzą, że zrobił to specjalnie.

W miarę poznawania kolejnych faktów sprawa potrącenia pracownika PSE w czasie pełnienia obowiązków służbowych staje się coraz bardziej śmierdząca i tylko częściowo chodzi o zapach śmieci. Mroczną historię z lutego 2022 roku opisują dwaj dziennikarze WP.pl. Jej bohaterem jest jeden z założycieli firmy Lekaro z Woli Duckiej pod Warszawą, który był kierowcą busa. Jerzy Z. jest pełnomocnikiem oraz zarządcą sukcesyjnym właścicielki: Jolanty Z., czyli własnej żony.

Więcej wiadomości o bezpieczeństwie ruchu drogowego znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl

Nieformalny właściciel wielkiej firmy miał z premedytacją potrącić niewinną osobę

Wydarzenie miało miejsce na terenie nieczynnej stacji benzynowej. 15 lutego 2022 r. zatrzymała się tam ekipa Polskich Sieci Elektroenergetycznych, która miała przeprowadzić przy użyciu drona oblot okolicznej linii energetycznej Kozienice-Miłosna. Posesja z nieczynną stacją paliw znajduje się w sąsiedztwie siedziby firmy Lekaro. Pracownicy PSE byli ubrani w oznakowaną odzież. Kiedy jeden z nich akurat wymieniał baterię w dronie, w ich kierunku z dużą prędkością nadjechał dostawczy samochód. Podobno za jego kierownicą siedział Jerzy Z., który potrącił tego człowieka bez próby hamowania. Potem cofnął i przejechał drona, niszcząc go. Chwilę później zniknął. Wszystko wskazywało na to, że potrącił pieszego z premedytacją.

Pracownik PSE trafił do szpitala, a zatrudniająca go spółka zawiadomiła policję o możliwości popełnienia przestępstwa. Zdaniem jej przedstawicieli doszło do usiłowania zabójstwa oraz zniszczenia mienia wartego kilkadziesiąt tys. złotych. Sprawa brzmi wyjątkowo bulwersująco, ale mimo to przez prawie 1,5 roku od tego wydarzenia sąd nie zdołał wyznaczyć terminu rozprawy.

Lekaro to firma, która narodziła się w Wiązownie w efekcie niedbałości MPO

Formalnie Lekaro jest jednoosobową działalnością gospodarczą, zarejestrowaną na żonę Jerzego Z. Tak naprawdę to duża rodzinna firma, która zatrudnia około 400 osób. Pomysł na prowadzenie takiej działalności narodził się  w 1991. r. w Otwocku z powodu opieszałości miejskiego MPO. Ówczesny radny gminy Wiązowna Jerzy Z. postanowił wraz z żoną wziąć sprawy we własne ręce. Tak się narodził duży biznes. Teraz Lekaro obsługuje wiele podwarszawskich gmin oraz kilka dzielnic stolicy. WP twierdzi, że latach 2014-2022 firma ta odebrała niemal jedną trzecią wszystkich wyprodukowanych w stolicy odpadów komunalnych. Oprócz tego Lekaro od lat ma na pieńku z Inspekcją Ochrony Środowiska, bo wpłynęło wiele skarg na jej działalności, głównie dotyczących nieprawidłowości w składowaniu i gospodarowaniu odpadami.

Jedna z kontroli przeprowadzonych przez Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska wykazała nieprawidłowości o różnych charakterze. Zdaniem inspektorów Lekaro naruszyło warunku gospodarowania odpadami i rozpoczęto wobec niej postępowanie administracyjne. Mówiąc wprost ich zdaniem Lekaro składuje odpady biologiczne w sposób, który naraża okolicznych mieszkańców na smród i nie spełnia wymagań ochrony środowiska. Zdaniem Inspektoratu pozwolenie na zbieranie odpadów w określonych lokalizacjach powinno być wygaszone.

Jerzy Z. najprawdopodobniej wziął pracowników PSE za inspektorów i się wściekł

Dlaczego o tym wszystkim piszę, skoro nie ma bezpośredniego związku z wypadkiem na posesji? W tle krążą plotki, o możliwych powodach umyślnego potrącenia. Osoba znająca szczegóły postępowania prokuratury w rozmowie z dziennikarzem WP zdradziła, że Jerzy Z. "zapewne myślał, że dron latający nad zakładem należy do inspekcji ochrony środowiska, a obecni na parkingu ludzie to pracownicy inspekcji".

Przedstawiciele Lekaro Leszek Zagórski (w firmie pracuje dużo osób o takim nazwisku) nie przyznają się do popełnienia żadnego z zarzucanych im czynów. Odpierają wszystkie zarzuty w ten sam, ciekawy sposób. Ich zdaniem kontrole oraz oskarżenie o potrącenie to elementy kampanii mającej zdyskredytować ich firmę, a zorganizowanej przez niemiecką konkurencję.

Prokuratura wybrała inną kwalifikację czyny Jerzego Z., niż sugerowali zgłaszający przestępstwo przedstawiciele PE oraz inspekcji ochrony środowiska. Zamiast usiłowania zabójstwa postawiła zarzut narażenia człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu w zbiegu z naruszeniem czynności narządu ciała lub rozstroju zdrowia.

Dodatkowo żona Jerzego Z. prawna właścicielka Lekaro Jolanta Z. w marcu 2023 w związku z nieprawidłowościami w działalności firmy usłyszała zarzut sprowadzenie niebezpieczeństwa powszechnego, za który grozi do ośmiu lat pozbawienia wolności. Zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez Jolantę Z. złożył Jarosław Margielski, prezydent Otwocka. Dlatego również nie można wymieniać jej nazwiska.

Jeżeli sąd potwierdzi ustalenia prokuratury w sprawie Jerzego Z., śmiało będzie można mówić o historii rodem z kryminałów Mario Puzo, jak choćby "Ojciec chrzestny". Pracownicy państwowych spółek oraz inspekcji wielokrotnie byli atakowani przez łamiących prawo przedsiębiorców, ale przypadek umyślnego przejechania człowieka i zniszczenia sprzętu służącego do wykonywania obowiązków byłby wyjątkowy

– powiedział w sprawie Lekaro Jacek Ozdoba, wiceminister klimatu.

Najbardziej bulwersujące w sprawie potrącenia człowieka przez Jerzego Z., której różne szczegóły przypominają mafijne porachunki, jest fakt, że do tej pory sąd nie wyznaczył terminu rozprawy w sprawie potrącenia niewinnej osoby. Akt oskarżenia trafił do sądu w sierpniu 2022 roku. Żadna z zainteresowanych stron oficjalnie nie chce komentować sprawy.

Więcej o: