Klasyczne miejskie samochody umierają na naszych oczach. Te z segmentu B starają się przeskoczyć o klasę wyżej i jakoś wytłumaczyć tym coraz wyższe ceny. Imponują wyposażeniem, prowadzaniem jak w kompakcie sprzed lat oraz dużym bagażnikiem. Mają coraz więcej wersji elektrycznych, ale wciąż dostępne są z silnikami benzynowymi, a czasem trafimy na naprawdę niezłą ofertę. Numerem 1 wśród polskich klientów indywidualnych (ze statystyk wyrzucamy floty i firmy) jest przecież Yaris. Na otwierającym zdjęciu widzicie nową Kię Picanto, w klasie B niską ceną kusi przecież Rio. Ale jest jeszcze i20, Clio czy Sandero. Droższe, ale wciąż dostępne potrafią być 208 oraz Polo. Widać je na ulicach.
Segment A nie ma tak łatwo. Tracimy model za modelem. Czasem ktoś powróci z nową generacją, ale już w wersji czysto elektrycznej z cennikiem z kosmosu. Nawet absolutna ikona tego segmentu, Fiat 500, w nowym wydaniu ma już tylko wersję e, a cennik otwiera 139 900 złotych. O nowych samochodach piszemy codziennie na stronie głównej gazeta.pl.
Kia Picanto wyłamuje się ze schematu. Dawno nie mieliśmy premiery w tym segmencie. Spróbujemy je wyliczyć. i10, Aygo X i właśnie Picanto. Oczywiście nowe normy emisji i obowiązkowe wyposażenie uderzają również w całą tę trójkę. Przystępne cenniki sprzed lat już nie wrócą. Nie wiemy, ile dokładnie nowa Kia Picanto będzie kosztować, ale ma szansę kogoś, kto będzie potrzebował małego autka do jeżdżenia po mieście i sporadycznych wypadów na działkę. Przeglądając informację prasową nadzieję daje mi fragment dotyczący silników.
Polscy kierowcy w Picanto wybiorą z dwóch silników benzynowych do wyboru. - Silnik o pojemności 1,0 litra to dobry wybór dla kierowców, którzy cenią sobie przede wszystkim wydajność, natomiast silnik o pojemności 1,2 litra jest lepszy dla klientów, którzy oczekują większej mocy, zwłaszcza podczas jazdy z większą prędkością czy pod górę. Obydwie jednostki napędowe charakteryzują się niską emisją CO2, są wyposażone w udoskonalony system recyrkulacji spalin i zoptymalizowany rozrząd zaworów dolotowych. Ponadto, każdy z silników ma ulepszone chłodzenie komory spalania - pisze producent. Do wyboru będzie ręczna skrzynia pięciobiegowa oraz automat.
Czego się spodziewamy? Aktualne Picanto kosztuje od 60 500 złotych, nowy Hyundai i10 od 67 000 zł. Stawiamy na okolice tej drugiej kwoty. Cenę będzie łatwo podbić, ponieważ mała Kia może mieć 8-calowy ekran nowoczesnego systemu multimedialnego, usługi Connect, LED-owe reflektory i całą masę systemów bezpieczeństwa.
Duże, elektryczne, szybkie SUV-y o imponującym rozstawie osi są super. Naprawdę je lubię, a jazda nimi to czysta przyjemność, ale czy musimy ich kosztem zabijać inne segmenty? Każda kolejna generacja nowego samochodu to kolejne centymetry wszerz i wzdłuż, a miejsca do parkowania i ulice miast wcale się nie zwiększają. Jeszcze do niedawna zbijaliśmy kilogramy, ale akumulatory nie pomagają. Ostatnio naprawdę nie trzeba dostawczaka albo ponad pięciometrowego pikapa, żeby się na poważnie zastanowić, czy można zaparkować legalnie na chodniku. Limit DMC na poziomie 2,5 tony to powoli mało.
Czy potrzebujemy aż takich olbrzymów? Czasem się łapię na tym, że wygodniej mi podskoczyć z Mokotowa do centrum Warszawy moim 23-letnim Peugeotem 206 niż kolejnym prasowym SUV-em o długości minimum 4,6 metra z felgami około 20 cali. Z nowym Picanto (czy podobnym modelem) nie miałbym takich wątpliwości. Dlatego podoba mi się podejście Kii. Jednocześnie pokazano elektrycznego kolosa EV9, a obok właśnie małe, spalinowe Picanto. Im szerszy wybór, tym lepiej.
Szkoda, że szybko i gwałtownie producentom przestaje się opłacać trzymać w ofercie tak dalekie od siebie auta. W tych większych łatwiej wytłumaczyć wyższą cenę (normy, obowiązkowe wyposażenie, systemy itd.), ponieważ zawsze były drogie. Nie ma aż drastycznego przeskoku. Interesują się nimi też zamożniejsze osoby. W segmencie A i B trudno zejść z marży, ponieważ marki już są blisko limitu, a każde tysiąc złotych podwyżki stanowi tu zauważalny procent ceny. Przecież małe auto powinno być tanie. Jak nie jest to... koło się zamyka, my żegnamy kolejne modele, a zaglądając do zestawień "najtańszych samochodów w Polsce" - łapiemy się za głowę.
Trzymam za małą Kię i jej sukces mocno kciuki. Tak jak za każdego konkurenta, który wciąż stara się oferować proste spalinowe silniki i trochę powalczyć o kierowcę przystępną ceną. Potrzebujemy w Polsce tanich samochodów. Nawet, jeśli tanie nie będzie oznaczać "tak tanie jak kiedyś". Przed małymi elektrykami jeszcze długa droga, żeby zapełnić po nich lukę.
Motoryzacja pędzi przed siebie, zmieniając się, jak zawsze. Zmiany w segmentach, wielkości aut i nadwoziach obserwujemy co kilkanaście lat. Waszym zdaniem to już czas pożegnać klasyczny segment A i B? Czy tęsknicie za tymi autami tak jak ja?