Kierowcom podczas jazdy zdarzają się różne błędy. Czasami rozmawiają przez telefon przyłożony do ucha, czasami zapomną o zapięciu pasów bezpieczeństwa, a czasami wjadą za sygnalizator na czerwonym świetle lub zmienią pas na ciągłej. Zapominają jednak o tym, że dziś rzeczywistość wokoło nas jest uważnie obserwowana. Nawet w mniejszych miastach główne arterie są wyposażane w system monitoringu. Tylko czy nagranie z niego może stać się dowodem na popełnienie wykroczenia? To ważne pytanie.
Odpowiedź na nie może być tylko jedna. Oczywiście, że tak! Przepisy nie mówią o tym w sposób bezpośredni. Ale skoro obraz został zarejestrowany w dobrej jakości, widać na nim numer rejestracyjny pojazdu, a do tego np. wizerunek kierowcy, nie ma tak właściwie żadnych przeszkód ku temu, żeby pociągnąć go do odpowiedzialności za wykroczenie. Identyczna zasada działa np. w przypadku nagrań z pokładowych rejestratorów przesłanych na skrzynkę policyjną czy dronów coraz chętniej wykorzystywanych przez funkcjonariuszy. Problem w przypadku miejskiego monitoringu dotyczy jednak innej kwestii. Bo ktoś nagranie musi przejrzeć i ujawnić na nim wykroczenie.
Rejestrowanie wykroczeń przez kamery zamontowane w miastach odbywa się tak naprawdę w czterech przypadkach. Po pierwsze wtedy, gdy mówimy o kamerach rejestrujących przejazd na czerwonym świetle. Nagranie takiego wykroczenia sprawia, że informacja o nim wyskakuje w bazie CANARD. Ustalana jest zatem tożsamość właściciela auta i ten jest proszony o wskazanie kierującego. Następnie kierujący otrzymuje propozycję mandatu. Po drugie bywa, że w mniejszych miastach kamerami są monitorowane odcinki, na których obowiązuje zakaz ruchu. Strażnicy miejscy przeglądają je i na podstawie numerów rejestracyjnych, wzywają kierujących popełniających wykroczenia na komisariat.
Po trzecie nagrania z monitoringu wykorzystują policjanci. Dzieje się tak głównie w przypadku zdarzeń drogowych. Na podstawie filmików rozstrzygają o winie jednego z uczestników. Po czwarte po ujawnieniu serii drastycznych wykroczeń, sprawę policji może zgłosić osoba obsługująca miejski monitoring. Jednocześnie powinna zabezpieczyć nagranie na wypadek prowadzenia dalszych czynności przez funkcjonariuszy.
Oczywiście są też sprawy, w których nagranie z monitoringu stanie się bezużyteczne. Mowa przede wszystkim o przekroczeniu prędkości. Standardowa kamera nie pozwala na jasne określenie szybkości jazdy. Nie monitoruje tego parametru. Chcąc ukarać kierowcę za szybką jazdę na podstawie monitoringu, funkcjonariusze musieliby zastosować fortel znany z PRL-owego żartu o milicjantach. Ci w dowcipie tłumaczyli kierowcy, że jechał "bzium", a powinien jechać "pyr, pyr, pyr".
Żeby nagranie z monitoringu mogło stać się dowodem, ktoś musi zatem ujawnić wykroczenie i to powinno mieć charakter bezsprzeczny. Tak będzie w przypadku nieustąpienia pierwszeństwa pieszemu, wjazdu na czerwonym świetle, przekroczenia linii ciągłej, wyprzedzania w nieprawidłowym miejscu czy rozmowy przez telefon komórkowy w czasie jazdy. Na tym jednak zagadnienie się nie kończy. Bo kluczowe są też uprawnienia kolejnych służb.
Dla przykładu straż miejska lub gminna na podstawie ustawy Prawo o ruchu drogowym może ścigać przede wszystkim przypadki niezastosowania się do zakazu ruchu w obu kierunkach, określonego odpowiednim znakiem drogowym oraz wobec uczestnika ruchu naruszającego przepisy o zatrzymaniu lub postoju pojazdów czy ruchu pieszych. Tu strażnicy mogą wysłać list właścicielowi i wezwać go do wskazania sprawcy zdarzenia. Mają też możliwość wystawienia grzywny na podstawie postępowania mandatowego. W przypadku pozostałych wykroczeń sprawą powinna zająć się policja. Funkcjonariusze tej służby mają tak naprawdę pełne uprawnienia do karania kierujących.