Główny Inspektorat Transportu Drogowego nie próżnuje. Cały czas rozbudowuje sieć CANARD i dobudowuje kolejne odcinkowe pomiary prędkości. Tym razem padło na S7 na odcinku między Warszawą a Radomiem. System jest praktycznie gotowy. Zostało jedynie włączenie kamer do systemu informatycznego i odsłonięcie znaków informujących o pomiarze.
Trasa S7 na odcinku Warszawa – Radom ma kluczowe znaczenie. To droga, którą pokonają nie tylko kierowcy jadący ze stolicy do Kielc, Krakowa czy w Tatry, ale także osoby wybierające się w te rejony z Olsztyna, Elbląga, Gdańska czy generalnie całego Pomorza. Całe szczęście standard trasy S7 jest naprawdę wysoki. W każdym z kierunków ruchu poprowadzone zostały dwa pasy ruchu, a do tego kierunki są oddzielone pasem zieleni i barierami energochłonnymi.
Trasa S7 między Warszawą a Radomiem spełnia wiele wymogów bezpieczeństwa. Teraz do listy dopisany zostanie kolejny. ITD postanowiło ograniczyć prędkość jazdy na tym odcinku. A wszystko za sprawą skutecznego batu na kierowców, a więc odcinkowego pomiaru prędkości. Kamery i system teleinformatyczny będą badać prędkość przejazdu samochodów aż w dwóch punktach. Po pierwsze pojawią się między węzłami Białobrzegi Północ i Białobrzegi Południe. Po drugie w okolicy miejscowości Nowy Gózd. Ograniczenie prędkości? To nie zostanie zredukowane. Wyniesie 120 km/h.
Bramownice z kamerami na pierwszym odcinku są już zamontowane. Stoją nad drogą. I w tym punkcie ciekawostka. Bo nad każdym z kierunków jazdy umieszczona została... tylko jedna kamera! Ta monitoruje wszystkie pasy ruchu jednocześnie. System na razie jednak nie pracuje. A właściwie to pracuje, ale w trybie testowym bez możliwości rejestrowania wykroczeń. Kiedy mogłoby nastąpić oficjalne uruchomienie pomiarów? Realną perspektywą jest przełom maja i czerwca. Po jego uruchomieniu drogowcy poinformują o tym fakcie, odsłaniając tablice D-51a "Automatyczna kontrola średniej prędkości". Te na razie są zasłonięte czarną folią.
Osobiście uważam, że ustawienie OPP w tym konkretnie punkcie wydaje się dość dobrym pomysłem. Zdarza mi się bowiem jeździć tą trasą i doskonale wiem, że w okolicy weekendowych szczytów komunikacyjnych nie brakuje tam pojazdów, których kierowcy prędkość przepisową traktują za sugestię. Jak szybko jadą? Tego akurat nie wiem. Ale jeżeli przy prędkości 120 km/h inny pojazd wyprzedza cię i po 30 sekundach znika z horyzontu, szybkość jego przejazdu może być naprawdę znaczna. Policjanci pewnie "wyceniliby" ją na co najmniej 2,5 tys. zł.
Możecie w tym punkcie powiedzieć, że trasa jest przecież oddzielona od ruchu pieszych czy rowerzystów. Można tu zatem jeździć szybciej. Zgoda! Ale kierowcy nadal nie mogą robić, co chcą i rozwijać prędkości np. dwukrotnie wyższej od limitu. Nawet na trasach szybkiego ruchu trzeba dbać o bezpieczeństwo i spowalniać ruch w kluczowych punktach.