Historia tego materiału zaczyna się w dość nieprzyjemny sposób. Bo na jego potrzeby musimy założyć, że kierujący stracił uprawnienia do kierowania pojazdami na okres krótszy niż 12 miesięcy. Może to być wynikiem przekroczenia prędkości lub spowodowania zagrożenia dla bezpieczeństwa ruchu drogowego. Mechanizm jednak zawsze jest ten sam. Kierowca dosłownie odlicza kartki w kalendarzu do dnia, w którym będzie mógł wrócić do prowadzenia auta.
Czemu 12 miesięcy ma tu znaczenie? Poniżej tej granicy po minięciu zakazu kierowca odzyskuje prawo jazdy. Przy okresie kary dłuższym, musi zdobyć uprawnienia na nowo. A więc przejść kurs i zdać egzamin.
Wybija właściwa data. Zakaz przestaje obowiązywać. Zanim jednak kierowca złoży buty i z radosnym okrzykiem na ustach zbiegnie do zaparkowanego pod blokiem samochodu, powinien... udać się do wydziału komunikacji. Tam musi złożyć wniosek o odblokowanie uprawnień i wnieść równe 50 groszy opłaty ewidencyjnej. Jak bardzo paradoksalnie by to nie brzmiało, bez tego uprawnienia nie zostaną odblokowane automatycznie. W efekcie, choć okres zakazu minie, kierujący nadal kierowcą legalnie nie będzie mógł być.
Decyduje o tym art. 102 ustawy o kierujących pojazdami. Ten mówi, że "zwrot zatrzymanego prawa jazdy lub pozwolenia na kierowanie tramwajem następuje po ustaniu przyczyny zatrzymania oraz po uiszczeniu opłaty ewidencyjnej".
Część kierowców nie wie o drobnej formalności, której trzeba dopełnić w celu odzyskania prawa jazdy. Myślą, że po okresie zakazu, uprawnienia jakby z automatu stają się aktywne. Pomyślicie sobie, że to pewnie drobny błąd. Taki drobny jednak wcale nie jest. Bo prowadzenie samochodu bez wizyty w referacie komunikacji zakończone kontrolą drogową, rodzi konsekwencje z tytułu art. 94 ustawy Kodeks wykroczeń. W skrócie prowadzący zostanie potraktowany jak osoba, która prawa jazdy nie posiada.
Par. 1 tego aktu mówi o karze – konkretnie grzywnie wynoszącej co najmniej 1,5 tys. zł. Maksymalnie ta może sięgnąć 30 tys. zł. Par. 3 wspomina natomiast o obligatoryjnym zakazie prowadzenia pojazdów. Co więcej, policjanci nie mogą pozwolić kierującemu kontynuować podróży. A to oznacza, że na miejsce wezwany zostanie albo kierowca "zastępczy", albo laweta. W drugim przypadku rachunek wystawiony kierowcy powiększy się o dodatkowe kilkaset złotych.
Powyższy scenariusz wydaje się bublem prawnym. I bez wątpienia nim jest. To pozostałość po przepisach, które obowiązywały w czasach, w których kierowca musiał wozić ze sobą prawo jazdy. W takim przypadku podczas wizyty w urzędzie kierujący odzyskiwał fizycznie prawko. Dziś zatrzymanie dokumentu odbywa się elektronicznie w bazie CEPiK. Konieczności wniesienia opłaty ewidencyjnej jednak nie zniesiono. To stworzyło pułapkę, w którą nadal łapie się wielu kierujących. Co dalej? Rządzący zapowiadają zmiany. Tylko termin ich wejścia w życie na razie jest bliżej nieokreślony. Kierowcy działają zatem na własną rękę. W razie kontroli drogowej i uznania, że prowadzą bez uprawnień, odwołują się do sądu. I sprawy takie wygrywają. Tylko na to potrzeba czasu...
Podsumowując, jeżeli straciliście np. prawo jazdy na 3 miesiące za przekroczenie prędkości w mieście, zanim wsiądziecie do auta po okresie zakazu prowadzenia, idźcie do urzędu i odblokujcie uprawnienia. Inaczej czekają was poważne kłopoty i to już w czasie rutynowej kontroli...