Słupkowa masakra na Saskiej Kępie. Michał Pol atakuje, ZDM odpowiada, a słupki stoją

Słupki znowu wróciły do mainstreamu. Tym razem kłótnia dotyczy warszawskiej Saskiej Kępy. Zastanówmy się, skąd w Polsce aż tyle słupków. Da się ich w ogóle pozbyć?

W zeszłym roku głośno było w internecie o słupkach przy ulicy Andersa w Warszawie. Pisaliśmy wtedy, że ich sława będzie krótka i potrwa do następnego zdjęcia-hitu. Polską właśnie wstrząsa kolejna słupkowa awantura. Ale czy to nas dziwi? Słupki to przecież nasza polska specjalność. Szpecą miasta, ale, niestety, bardzo często są potrzebne, żeby umożliwić pieszym swobodne korzystanie z chodników. Okopy są już dawno wykopane, a pozycje zajęte. Nowa afera na Twitterze niczym nie zaskakuje. O polskich drogach piszemy codziennie na stronie głównej gazeta.pl.

Masakra na Saskiej Kępie - nowe słupki

Możliwe, że słupki z Saskiej Kępy nie zrobiłyby furory w internecie poza lokalnymi grupami mieszkańców warszawskiej Pragi Południe, ponieważ takie obrazki znamy praktycznie z każdej polskiej miejscowości. To powszechny widok. O ulicach Międzynarodowej i Zwycięzców zrobiło się naprawdę głośno, ponieważ napisał o nich jeden z najbardziej znanych (i jeden z moich ulubionych) dziennikarzy sportowych. - Ulice zabite słupkami, zlikwidowano setki miejsc parkingowych, oczywiście nie proponując nic w zamian. Ja szczęśliwie jestem posiadaczem garażu, ale sąsiedzi w desperacji. Po prostu nagle nie ma gdzie zostawić samochodu... - napisał Michał Pol na swoim profilu na Twitterze.

Twitt wywołał burzę w komentarzach i rozgrzał internet. Już ma 1,7 miliona wyświetleń. Zamieszczamy go poniżej i polecamy zajrzeć do odpowiedzi. Dyskusja, jak zwykle, jest zacięta i gorąca. Komentujący zwracają uwagę, że na zdjęciach widzimy miejsca, na których nigdy nie można było parkować bez łamania przepisów. Inni grzmią, broniąc kierowców. Jeszcze inni wplatają w całą sprawę wielką politykę. W końcu wszystko co nad Wisłą się dzieje jest kolejnym rozdziałem wojny PO - PiS...

Rzecznik warszawskiego ZDM odpowiada

Pod zamieszczonym twittem wypowiedział się Jakub Dybalski, Rzecznik Zarządu Dróg Miejskich w Warszawie, punktując wpis dziennikarza. On też zwraca uwagę, że w tych miejscach parkowanie było po prostu nielegalne. Tvn.warszawa.pl dowiedział się, że słupki stanęły w tym miejscu Saskiej Kępy na prośbę samych mieszkańców, ponieważ piesi mieli trudności z poruszaniem się po chodnikach, które nagminnie były zastawione przez samochody.

"Zlikwidowano dużo więcej" - Odpowiadam zbiorczo: Nieprawda. Proszę obejrzyj jeszcze raz wszystkie zdjęcia i przypomnij sobie gdzie i w jaki sposób można parkować. "Zlikwidowano" 0 miejsc postojowych, bo ich tam wcześniej po prostu nie było

- skomentował Jakub Dybalski na Twitterze. Rzecznik ZDM odpowiedział na zarzuty bardzo rzeczowo i odparł każdy z zarzutów. Zostawmy już tę kłótnię i odpowiedzmy sobie na pytanie, czy polskie miasta obyłyby się w ogóle bez słupków.

Po co stawia się tyle słupków?

Z dwóch powodów. Mają poprawiać bezpieczeństwo, a także umożliwić pieszym korzystanie z chodnika. To najprostsza, tania, a przy tym bardzo skuteczna broń na nieprawidłowo parkujących kierowców. Ewentualny mandat nie każdego odstrasza, a niektóre ulice są rzadko patrolowane przez straż miejską. Ze słupkiem kierowca nie wygra - ten po prostu uniemożliwia mu wjazd w dane miejsce. To właśnie dlatego zarządcy dróg z taką pasją stawiają wszędzie słupki. Najczęściej brzydkie biało-czerwone ("patriotki"), szpecąc przy tym miasto. Coraz częściej pojawiają się jednak trochę ładniejsze, np. czarne z herbem danej miejscowości. Rodzajem słupków są też kamienne kule albo klomby.

Słupki stawiane są przy szkołach, przejściach dla pieszych i skrzyżowaniach. To właśnie w takich miejscach źle zaparkowany samochód może spowodować tragedię. Ogranicza kierowcom widoczność, a ta jest kluczowa do bezpiecznej jazdy.

Zobacz wideo Parkowanie na przystankach w oku policyjnej kamery

Piesi się cieszą, kierowcy są wściekli

I prawie zawsze scenariusz po ich postawieniu jest identyczny. Wszyscy zgadzają się, że słupki wyglądają okropnie. Mieszkańcy, oczywiście ci poruszający się pieszo lub na rowerze, słupki raczej chwalą. Wiele osób zwraca uwagę, że na wąskiej uliczce panował prawdziwy chaos, a samochodów było tyle, że trudno było przejść. Narzekają wściekli kierowcy, którym odebrano miejsca parkingowe.

Jako kierowca i mieszkaniec dużego miasta najchętniej bym słupków się pozbył. Jednak trudno też przymknąć oko na wyczyny niektórych zmotoryzowanych. Przepisy o parkowaniu są ignorowane, a samochody wciskane, gdzie tylko da. Bardzo często naprawdę stwarzając realne zagrożenie albo uniemożliwiając pieszym przejście. Wymagane przez przepisy 1,5 metra nie wzięło się z kosmosu. Chodnikami chodzą przecież nie tylko osoby w pełni sprawne. Musi być na nich przestrzeń dla niepełnosprawnych na wózkach, osób starszych czy matek z wózkami.

Czy w ogóle możemy pozbyć się słupków z polskich miast?

Raczej nie... Trudno o skuteczniejszą i prostszą metodę walki ze złym parkowaniem. Owszem, dochodzi czasem do absurdalnych i zadziwiających obrazków, ale eksperci wskazują, że bez słupków nasze chodniki oraz przejścia dla pieszych byłyby całe w samochodach. Trzeba by zmienić mentalność Polaków.

Na zachodzie kierowcę od złego parkowania odstrasza po prostu narysowana na asfalcie linia albo stosowny znak. Polak się nimi nie przejmuje. Żeby zmienić nawyki kierowców, trzeba by wprowadzić bardziej dotkliwe kary. Niekoniecznie podwyższać mandaty. Nauczyć dobrego parkowania mogłaby nieuchronność kary. Wiele osób podkreśla, że niebezpiecznie zaparkowany samochód powinien być po prostu odholowywany. Teraz dzieje się tak tylko w skrajnych przypadkach. Poza tym byłoby to trudne do wykonania. Słupki są prostsze.

Inny sposób, który pojawił się także w dyskusji na Twitterze to strefy płatnego parkowania. Również niepopularny wśród kierowców, bo uderza po kieszeni, ale broni mieszkańców. Z SPP znikają porzucane tam auta przyjezdnych, a osoby mieszkające w danej strefie mogą łatwo znaleźć miejsce do zaparkowania samochodu pod swoim domem. Smutne podsumowanie? Dopóki nie zmienimy się my, sami kierowcy, to słupki będą z nami cały czas.

Więcej o: