Co zrobić, gdy nie prowadziłeś auta przez wiele lat i chcesz kupić nowy samochód w salonie? Po prostu zamów nowy pojazd. Zapał przejdzie ci już po pierwszej jeździe. Tak było w przypadku pewnej Greczynki, która zdecydowała się na zakup nowego auta mimo tego, że długo nie zasiadała za kierownicą. W 1993 r. skusiła się na nową Skodę Favorit LX 1.3 l. Bez jazdy próbnej. Bez jazd doszkalających, by przypomnieć sobie kluczowe zasady ruchu drogowego. Ot tak.
Jazda z salonu Skody w Atenach do domu musiała być sporym przeżyciem. Po przejechaniu 34 km do garażu właścicielka nowej Skody uznała, że prowadzenie samochodu nie jest dla niej. I tak oto kompaktowy Favorit spędził w suchym podziemnym garażu aż 30 lat. Dopiero jesienią 2022 r. trafił na sprzedaż w niemal idealnym stanie – prawie jak z fabryki. Taka okazja nie mogła ujść uwadze Czechów.
Okazało się, że na Skodę Favorit znalazło się kilku chętnych ze środowiska czeskiego sportu motorowego. W finale aukcji rywalizował Boris Vaculik (uczestnik rajdu Dakar) oraz Jiri Micanek (najmłodszy zawodnik w historii czechosłowackich wyścigów samochodowych). Obaj doszli do porozumienia w szczerej rozmowie o tym, jak daleko mogą się posunąć w podbijaniu ceny. Dzięki temu szczęśliwym nabywcą został Micanek. Za wyjątkowy egzemplarz Skody zapłacił ok. 600 tys. czeskich koron (24 tys. euro). Po zwycięstwie musiał jednak uzbroić się w cierpliwość. Trzeba było zadbać o odpowiednią logistykę. Zdecydowano się na transport w kontenerze. Auto dopiero po dwóch miesiącach od aukcji trafiło z Grecji do szczęśliwego nabywcy we Frankfurcie nad Menem. Warto jednak było czekać.
Egzemplarz z tak niskim przebiegiem wygląda jakby dopiero wyjechał z fabryki (nie licząc kilku drobnych zadrapań lakieru). Na przednich siedzeniach wciąż zachowała się fabryczna folia ochronna. W komorze silnika pozostawiono oryginalne papierowe etykiety. Nawet białe nadkola są czyste i nienaruszone po krótkiej podróży z salonu do garażu. Najbardziej widoczne ślady ingerencji to dodatkowe akcesoria, które dealer zamontował na życzenie nabywcy. W poliftingowej Skodzie Favorit (to już wersja, w której zrezygnowano z gaźnika na rzecz jednopunktowego wtrysku od firmy Bosch) ze skromnym wyposażeniem LX (zamiast obrotomierza instalowano ogromny zegarek) zamontował imitację drewnianego wykończenia deski rozdzielczej (przed laty modne także i w Polsce) oraz dołożył naklejki na nadwoziu. Tyle i aż tyle.
Co zrobić z tak szczególnym egzemplarzem o bardzo niskim przebiegu? Przede wszystkim wymienić olej, filtry i akumulator (szkoda, że nie wspomniano, w jakim stanie są wszystkie gumowe elementy). Niestety w informacji prasowej Skody zabrakło także wzmianki o tym, jak po 30 latach wyglądał olej wlany fabrycznie. Wspomniano jedynie, że po trzech dekadach nic się nie zmieniło w brzmieniu silnika, które zdaniem Skody jest wciąż urzekające (pamiętam, że ówczesny Favorit pod tym względem prezentował się lepiej niż ówczesne Polonezy). Na wszelki wypadek Czesi przypomnieli także, że Favorit był jednym z najlepszych kompaktów przełomu lat 80. i 90 (zapewne w obozie tzw. demoludów, ale polemizowałbym z Czechami w przypadku aut, które oferowano za żelazną kurtyną).
Jakie będą dalsze losy tak doskonale zachowanej Skody Favorit? Nowy właściciel zdążył już odbyć pierwszą przejażdżkę. Stan licznika zmienił się z 34 km do 37 km. Czy tak utrzyma się przez kolejne 30 lat? Niewykluczone! Otwartą kwestią tylko pozostaje jedno. Czy grecka historia Skody zainspiruje handlarzy używanymi autami? Czy zatem zamiast opowieści o jeździe co niedzielę do kościoła pojawią się bajki o Greczynce? Więcej wiadomości na temat motoryzacji znajdziesz na Gazeta.pl