Dowód rejestracyjny jest zbędny. Spokojnie można zostawić go w domu podczas jazdy autem. To jeden z ważniejszych elementów pakietu deregulacyjnego dla kierowców. Tylko na ile teza zawarta w pierwszym i drugim zdaniu jest prawdziwa? Na 80 proc. Bo wciąż nie brakuje sytuacji, w których bez dowodu rejestracyjnego kierowca tak naprawdę niewiele załatwi.
Bez dowodu rejestracyjnego ciężko np. sprzedać pojazd używany. Dokument wraz np. z zaświadczeniem z badania technicznego należy przekazać nowemu właścicielowi. Bez niego nie uda się przerejestrować pojazdu. Co w sytuacji, w której poprzedni właściciel zgubił dowód? Musi udać się do wydziału komunikacji, w którym rejestrował auto i tam zdobyć specjalne zaświadczenie. Dopiero z nim nowy właściciel zarejestruje pojazd.
Po drugie dowód rejestracyjny mocno przyda się w czasie corocznego przeglądu technicznego. Diagnosta musi zobaczyć dowód i to z niego powinien spisać dane pojazdu. Dowód na przeglądzie jest też konieczny do sprawdzenia numeru nadwozia (w dokumencie i na tabliczce w aucie), a do tego wbicia pieczątki potwierdzającej aktualność badania. Brak miejsca na pieczątki? To całe szczęście jeszcze nie problem. W takim przypadku diagnosta wystawia zaświadczenie i oczywiście dokonuje wpisu do bazy CEPiK. Kierowca nie musi wyrabiać nowego dowodu. Wystarczy, że zachowa zaświadczenie.
Trzecia z okoliczności, mówiąc żartobliwie, jest jakby luksusowa. Bo kierowca nadal musi mieć dowód rejestracyjny pojazdu podczas zagranicznego wyjazdu. Czemu nowe przepisy nie działają po opuszczeniu Polski? Po pierwsze to wyłącznie rozstrzygnięcie krajowe. Po drugie np. na terenie UE nie ma jednej bazy pojazdów. Zatem funkcjonariusz policji w Niemczech, Włoszech, Francji czy Czechach nie będzie w stanie sprawdzić danych polskiego pojazdu po numerze rejestracyjnym. W efekcie bez dowodu rejestracyjnego nie stwierdzi czy auto ma ważny przegląd, bądź czy nie jest zgłoszone np. jako kradzione.