Wszystko zaczęło się niewinnie. W piątek koło południa patrol policji drogowej zatrzymał do kontroli osobowe daihatsu. Powodem zatrzymania był brak włączonych świateł mijania. Kierowcę legitymowała funkcjonariuszka. Przypomnijmy, za brak świateł grozi aktualnie mandat w wysokości 100 zł i 2 punkty karne, czyli stosunkowo niewielka kara.
Dlaczego jednak piszemy o tej kontroli? Bo na tym się nie zakończyła policyjna interwencja. Do akcji bowiem wkroczył zalotny pasażer z daihatsu. Najwyraźniej 51-latkowi wpadła w oko prowadząca interwencję policjantka. Mężczyzna, patrząc na nią, uśmiechnął się i zapytał „Może pani mi wystawi mandat?"
Kobieta nie pozostawiła prośby zalotnika bez uwagi, więc poprosiła go o dokumenty. I zapewne mężczyzna mocno teraz tego żałuje. Podczas sprawdzania danych w policyjnej bazie danych okazało się bowiem, że 51-latek jest poszukiwany przez sąd nakazem doprowadzenia do zakładu karnego. Mężczyzna został już skazany na karę roku więzienia za przestępstwo kradzieży z włamaniem. Do tej pory jednak ukrywał się przed policją.
Tak więc prośba podrywacza została spełniona z nawiązką. Co prawda mężczyzna nie dostał mandatu, ale prosto z daihatsu trafił do aresztu. Następnie zgodnie z dyspozycją sądu trafił do zakładu karnego, gdzie spędzi najbliższy rok.