Skorosze to fragment dzielnicy Ursus, w której nowe bloki i osiedla rosną, jak grzyby po deszczu. Kilka lat temu deweloperzy zorientowali się, że to stosunkowo atrakcyjnie zlokalizowana i nieźle skomunikowana część Warszawy, w której jest dużo niedrogiej ziemi do kupienia.
Więcej informacji na temat życia stolicy znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Dawniej Ursus nie cieszył się estymą. Przed wojną były w tym miejscu trzy wsie: Czechowice, Skorosze i Szamoty. W obszarze administracyjnym ostatniej powstała fabryka ciągników rolniczych "Ursus", od której cała okolica wzięła swoją nazwę.
Obok "władza ludowa" zbudowała osiedle dla pracowników, z powodu którego Ursus nawet po przyłączeniu w 1977 roku do Warszawy miał opinię mało atrakcyjnej, robotniczej dzielnicy. Najsłynniejszym wydarzeniem w historii Ursusa były brutalnie spacyfikowane przez policję strajki w czerwcu 1976 r.
To się zmieniło w ostatnich latach, bo w wyniku rozrastania się stolicy Ursus staje się coraz lepszym miejscem do zamieszkania. Wciąż na obrzeżach, ale przyklejonym do warszawskich Włoch i dobrze zlokalizowanym pomiędzy Okęciem a Bemowem. Pomaga bliskość lotniska Chopina i Południowej Obwodnicy Warszawy.
Wyborcza.pl niedawno napisała o jednym z nowych kondominiów, które jest wyjątkowe ze względu na parkingi, które towarzyszą domom. Chodzi o osiedle firmy Murapol przy ul. Dzieci Warszawy i niedaleko węzła drogowego Salomea przy al. Jerozolimskich, który wchodzi w skład POW.
Na nowym osiedlu są bloki — to nic zaskakującego — ale jest też wyjątkowo dużo miejsc dla niepełnosprawnych. Właściwie są tylko takie miejsca. Wygląda na to, że przyszli mieszkańcy bez aktualnego orzeczenia o niepełnosprawności będą mieli problem z zaparkowaniem aut. Czyżby?
Michał Wojtczuk, który jest autorem tekstu, ma inne podejrzenie. Wygląda na to, że ma rację. Rozwiązanie sekretu można znaleźć w rozporządzeniu Ministra Infrastruktury o warunkach technicznych, które muszą spełniać budynki mieszkalne.
Jest tam napisane, że obowiązkowe miejsca parkingowe nie mogą być zlokalizowane bliżej niż siedem metrów od okien i to tylko w sytuacji, gdy jest ich mniej niż dziesięć. W przypadku parkingów na więcej aut (od 11 do 60) muszą być w odległości co najmniej dziesięciu metrów od budynku. Jeszcze większe parkingi muszą być oddalone od mieszkań co najmniej o 20 metrów.
Celem przepisu było uchronienie mieszkańców przed ciasnotą, spalinami oraz hałasem samochodów, ale jest w nim wyjątek, który można wykorzystać jak lukę służącą do jego ominięcia. Zasady dotyczące minimalnej odległości od bloków nie dotyczą miejsc dla niepełnosprawnych, którzy mogą mieć problem z pokonaniem dłuższego dystansu.
Dla bardziej oszczędnych deweloperów takie rozporządzenie może stanowić poważny kłopot, bo jeśli mają przestrzegać przepisów, na działce o określonej powierzchni, mieści się mniej bloków. Rozwiązuje go oznakowanie wszystkich położonych blisko miejsc parkingowych znakami P-29 (pozioma koperta) i tabliczką T-29 z symbolem wózka inwalidzkiego.
Oczywiście zgodnie z prawem na takich miejscach mogą parkować jedynie osoby niepełnosprawne oraz takie, które zajmują się ich transportem. Żeby to zrobić, wymagane jest posiadanie karty parkingowej dla niepełnosprawnych, tylko co z tego, jeśli w takiej sytuacji będzie to martwy przepis?
Łatwo się domyślić, że nawet mieszkańcy parkujący tam bez stosownej karty parkingowej, na prywatnym osiedlowym terenie raczej nie narażają się na negatywne konsekwencje łamania tego przepisu. Zwłaszcza że muszą to robić wszyscy, którzy chcą mieć gdzie zaparkować.
Żartem można napisać, że dzięki temu będą mieli bliżej do swoich ukochanych aut, a w weekend będzie im łatwiej zajmować się ich myciem albo drobnymi remontami. Mogą też podziwiać swoje cuda techniki z balkonów, bez wychodzenia z domu. Tylko że to smutny żart, a mycie na parkingu jest niedozwolone. Pisząc poważnie osiedle Murapolu na Skoroszach jest kolejnym przykładem patologii budowlanej. Przyszłym mieszkańcom współczuję gustu, a deweloperowi gratuluję imponującej kreatywności.