Zdecydowana większość obecnie oferowanych aut z silnikami benzynowymi oraz wysokoprężnymi ma w układzie filtr DPF. Ten, zwłaszcza podczas jazdy miejskiej, potrafi się przedwcześnie zapchać i wygenerować kilkaset złotych kosztów tytułem serwisowego czyszczenia. Wymiana pochłonie od kilku do kilkunastu tysięcy. Drogo. Z drugiej strony, mamy rozwiązania przyczyniające się do mniejszych rachunków pod dystrybutorem. Niemcy z VAG-a od lat stosują technologię TSI z funkcją odłączania cylindrów. Znacznie prostszym rozwiązaniem jest natomiast Start&Stop.
Jeszcze kilka lat temu potrafił skutecznie poirytować powolną pracą. Narzekają głównie użytkownicy starszych Fiatów i Alf Romeo. Wraz z kolejnymi generacjami aut wprowadzano ulepszenia, ale wciąż nie jest idealnie. Zwłoka podczas ruszania nie każdemu przypadnie do gustu. Niektórzy się zwyczajnie spieszą, a opóźnienie w starcie spod świateł sprawi, że podczas jednego cyklu przejedzie kilka samochodów mniej. Z drugiej strony, komputer pokładowy może zaskoczyć niższymi wskazaniami, niż gdybyśmy mieli użytkować odpowiednika bez tego wynalazku.
Wedle badań producentów, Start&Stop w ruchu miejskim zmniejsza zużycie paliwa nawet o 10 procent. W rzeczywistości ogromne znaczenie ma natężenie ruchu przekładające się na czas spędzony z wyłączonym silnikiem oraz liczba cykli gaszenia i uruchamiania. Realne oszczędności oscylują w mieście w granicach kilku proc., dając nieznaczne różnice w kosztach bieżącego użytkowania pojazdu. W samochodach segmentu B, konsumpcja z włączonym układem będzie niższa o 0,2-0,3 litra. Na każdych 100 kilometrach zaoszczędzimy zatem od 1,5 do 2 złotych. Przejeżdżając rocznie 15 tysięcy, w kieszeni zostanie około 230-300 złotych.
Musimy też pamiętać, że nowoczesna technologia nie zawsze wyłączy silnik na postoju, jak miało to miejsce w samochodach sprzed dekady. Teraz potrzeba optymalnych warunków, by niewielki zapas energii zgromadzony w akumulatorze był w stanie podtrzymać pracę urządzeń pokładowych. A tych jest coraz więcej. Takiego stanu rzeczy doświadczymy przede wszystkim w zimowych warunkach, gdy pokładowe odbiorniki robią wszystko, by zapewnić komfort termalny podróżującym. Taka sytuacja zdarzy się również latem, gdy klimatyzacja intensywnie wtłacza do kabiny przyjemny chłód. Kiedy jeszcze?
Obecne moduły monitorujące nie włączą Start&Stop, gdy DPF nie ma optymalnych warunków do pracy. Układ nie zadziała także w sytuacji niedostatecznego poziomu naładowania baterii. Wespół z tym zjawiskiem może na postoju wyłączyć multimedia wraz z dotykowym ekranem. Na przeszkodzie stanie także zatrzymanie na mocnym nachyleniu drogi, gdy układ hamulcowy potrzebuje odpowiedniego ciśnienia zapewnionego przez pompę. To samo tyczy się wspomagania kierownicy oraz jazdy na znacznej wysokości nad poziomem morza. Dotyczy to głównie pojazdów z wyższej półki. W tańszych funkcjonują prostsze systemy, choć w wielu przypadkach oszczędzające doładowanie, co budzi lęk u znacznej części zmotoryzowanych.
Gaszenie silnika przy rozgrzanym turbo może mieć opłakane skutki z uwagi na zatrzymanie obiegu oleju (ewentualna regeneracja turbiny to 1200-1500 zł). Inteligentny układ na to nie pozwoli. Tym samym, im młodszy i bardziej zaawansowany wóz, tym ryzyko awarii któregoś z podzespołów mniejsze. To też nieco mniejsze oszczędności na stacji. Z drugiej strony, mamy prawo obawiać się zużycia innych komponentów.
Pierwszym poważnym wydatkiem z jakim przyjdzie się zmierzyć użytkownikowi auta z systemem Start&Stop jest wymiana zużytego akumulatora. Wbrew pozorom, nie wystarczy kupno produktu renomowanego producenta – tutaj musimy sięgać po dedykowane akumulatory o zwiększonej odporności na obciążenia eksploatacyjne. Baterie EFB są grubsze i wzmocnione powłoką z poliestru lepiej utrzymującą masę czynną w płycie – dwukrotnie większa wytrzymałość cykliczna.
Akumulatory typu AGM mają natomiast nie tylko zdolność oddawania energii, lecz również przyjmowania jej podczas hamowania. Są wyposażone w separator z włókna szklanego i cechują się wytrzymałością rzędu 3-4 razy większą względem tradycyjnych produktów. W porównaniu z nimi mają też wyższą moc rozruchową przy niskim naładowaniu.
W efekcie, koszt prozaicznej wymiany baterii może wynieść 600-1000 złotych. Zastosowany w ramach oszczędności standardowy akumulator będzie nadawał się wyłącznie do wymiany już po kilku miesiącach współpracy z omawianym systemem.
Większe koszty ewentualnej naprawy lub regeneracji dotyczą również samego rozrusznika i alternatora. Ten pierwszy istotnie różni się od standardowego elementu, dysponując wzmocnioną budową pozwalającą wytrzymać częstsze uruchamianie silnika. Alternator natomiast zmuszany jest do znacznie bardziej intensywnej pracy. Już od pierwszych obrotów wału korbowego musi ładować akumulator, wykorzystując każdą chwilę pracy silnika dla zgromadzenia możliwie dużej dawki energii. Konsekwencją tych zabiegów są wysokie koszty reanimacji wymienionych elementów – sięgają z łatwością 800-1200 złotych za sztukę.
Start&Stop został opracowany głównie z myślą o badaniu NEDC. I właśnie w takich danych technicznych znajdziemy najniższe zarejestrowane zużycie paliwa. Mniej optymistycznie przedstawiają się obecne pomiary WLTP, gdzie znaczna część testu odbywa się podczas jazdy w bardziej rzeczywistych warunkach.
Tym samym, Start&Stop zapewnia tylko chwilowe i nieznaczne oszczędności przez początkowy okres użytkowania samochodu. W kolejnych latach będziemy zmuszeni do pokrycia większych kosztów napraw rozbudowanych podzespołów. Wielu użytkowników w trosce o turbosprężarkę, rozrusznik i chociażby alternator, systematycznie wyłącza system, wydłużając życie poszczególnych podzespołów. Szkoda, że trzeba to robić po każdym uruchomieniu silnika. Nie czyniąc tego, zaoszczędzone na paliwie pieniądze zostaną z nawiązką przejedzone przez naprawy eksploatacyjne po około 100-150 tysiącach kilometrów.