• Link został skopiowany

Przekręt na niemieckie tablice rejestracyjne. Są kierowcy, którzy tak kombinują

Nie każdy samochód z niemieckimi tablicami to samochód z Niemiec. Zwłaszcza w strefie płatnego parkowania może być to cwaniak, który nie zamierza płacić. Kierowcy mają więcej pomysłów...
Fot. Roman Bosiacki / Agencja Wyborcza.pl

Najprostsze metody na oszukiwanie w strefie płatnego parkowania, a więc liczenie na to, że nikt nie sprawdzi, czy kierowca opłacił parkowanie albo tłumaczenie się zgubionym kwitkiem powoli tracą na znaczeniu. Coraz częściej SPP patrolują samochody, które automatycznie sprawdzają opłaty. E-kontrola jest bezlitośnie skuteczna. Jak kierowcy oszukują w SPP?

Zobacz wideo [MATERIAŁ SPONSOROWANY] Jak wygląda polski rynek motoryzacyjny? Odpowiada Fabien Goulmy z Renault

Sposób na niemieckie tablice...

Polscy kierowcy nie byliby sobą, gdyby nie zaczęli kombinować. Mają w swoim repertuarze przecież nawet takie zagrywki, jak wożenie w bagażniku własnej blokady na koło. Wystarczy zaparkować w nielegalnym miejscu, założyć ją, pójść np. do sklepu albo kina, a ewentualny strażnik miejski nie wystawi mandatu, bo zrobił przedtem to ktoś inny...

Inny sposób to zdejmowanie albo zakrywanie tablic. Niektórzy też je niszczą, żeby nie dało się odczytać całego numeru rejestracyjnego. W Warszawie swego czasu nagłośniono jeszcze inny sposób cwaniakowania z tablicami. Zdarzają się kierowcy, którzy montują kradzione tablice rejestracyjne z innych krajów. Najczęściej z Niemiec.

„Podczas kontroli jednej z ulic w pobliżu Starego Miasta nasi kontrolerzy zauważyli auto marki Renault bez opłaconego parkowania. Auto miało niemiecką tablicę rejestracyjną – ale naklejkę na szybie z polskim numerem. Wezwali na miejsce policję, by wyjaśnić rozbieżność".

Po sprawdzeniu okazało się, że ta sama niemiecka tablica w przeciągu poprzednich dwóch miesięcy pojawiła się na dwóch innych autach – fiacie i toyocie, i straciła ona ważność w 2019 roku. Kontrolerzy wystawili dokument opłaty dodatkowej. Właściciel tłumaczył policjantom, że „nie zmieniał tablic rejestracyjnych, a auto zostało zaparkowane w tym miejscu… przez mechanika".

ZDM oszacowało szkody na 1150 zł. Nie jest to dużo, ale jak przeliczy się to na liczbę parkowań, to wychodzi 23 razy. Właśnie tyle razy ten kierowca uniemożliwiał parkowanie innym, którzy byli gotowi zapłacić.

Sposób idealny? Nie zawsze

Mogłoby się wydawać, że to bardzo sprytny sposób, ale kontrolerów wcale nie tak łatwo nabrać. I po podobnych przypadkach są przygotowani na takie pomysły.

Jeżeli pracownicy jeżdżący w e-patrolu (auto kontrolujące z kamerami na dachu) zauważą tablicę trudną do odczytania, zasłoniętą lub budzącą wątpliwość, wzywają patrol pieszy. Z kolei, jeżeli ci stwierdzą nieprawidłowości, to wzywają policję.

Jak działa e-kontrola?

Białe nissany leafy to postrach kierowców w Warszawie. Nie zdziwimy się, jeśli niedługo pojawią się w kolejnych dużych miastach. Mają na dachu system kamer, które pozwalają sprawdzić o wiele większy obszar w krótszym czasie. Auto z kamerami na dachu wykonuje zdjęcie każdej rejestracji, a następnie weryfikuje ją z systemem opłat.

Przejazd daną ulicą wykonywany jest dwa razy z małą przerwą między sobą. Wszystko po to, aby kierowca, który dopiero przyjechał nie został bezpodstawnie ukarany, bo może akurat poszedł kupić bilet parkingowy.

Więcej o: