System punktów karnych został wymyślony w prosty sposób. To dodatkowa forma kary dla kierowców popełniających wykroczenia. Czyny zapisane w kodeksie wykroczeń mają dopisaną wartość punktową, a kierujący określony limit do zdobycia. Po jego przekroczeniu, uprawnienia zostaną wstrzymane do czasu odbycia egzaminu sprawdzającego. Pozytywny wynik wraca kierowcę na drogi. Negatywny cofa go do kursu na prawo jazdy.
Pewnie pomyślicie, że taki właśnie schemat obowiązywał od początku. Czemu zatem dopiero teraz – a punkty obowiązują od roku 1993 – piszemy o tym, że kierowcy są na lodzie? Bo w zeszłym roku (a konkretnie 17 września 2022 roku) zaczęły obowiązywać trzy nowelizacje, które odbiły się niezwykle niekorzystnie na sytuacji kierujących. Mowa o:
Kursy redukujące zostały skutecznie wykasowane. Ich miejsce miały zająć kursy reedukujące. Idea w tym przypadku jest prosta. Kierowca, który przekroczy 24 punkty karne, nie straci prawa jazdy, a będzie musiał zapisać się na takie właśnie szkolenie. To powinno trwać 28 godzin i kosztować 500 zł. Po jego odbyciu kierujący będzie mógł wrócić na drogi. Dopiero kolejne przekroczenie limitu zakończy się dla niego odebraniem prawa jazdy.
Problem z kursami reedukacyjnymi polega na tym, że do ich wdrożenia nie jest dostosowana baza CEPiK. Fizycznie można je przeprowadzić – obowiązują już nawet stosowne przepisy. Formalnie jednak nic nie dadzą. Zaświadczenie nie wyzeruje bowiem konta prowadzącego. Kiedy to mogłoby się zmienić? Kilka tygodni temu Rafał Weber – sekretarz stanu w Ministerstwie Infrastruktury – powiedział dość chłodno, że na pewno nie w tym roku. A przecież mamy dopiero luty...
Przepychanka z tymi kursami trwa od kilku lat. Od kilku lat data ich wprowadzenia jest przesuwana. Tak, cały czas CEPiK nie jest gotowy. To pachnie niezłą bzdurą... I co ważne, winny temu jest nie tylko PiS. Sprawa zaczęła się jeszcze za czasów poprzedniej ekipy rządzącej.
Stan faktyczny jest zatem taki. Kierowcy będą dużo szybciej i na dłużej gromadzić punkty karne na swoim koncie w CEPiK. Nie będą mieli jednak możliwości ich kasowania. To niewykonalne. Przekroczą 24 punkty? A więc czeka ich nie kurs reedukacyjny, a egzamin sprawdzający. Wynik pozytywny przywraca na drogi z zerowym kontem. Negatywny sprawia, że kierowca staje się kandydatem na kierowcę i musi zacząć ponownie od kursu na prawo jazdy.
W czystej teorii rozwiązanie nie jest najgorsze. Pozwala na nielimitowane wysyłanie na egzamin sprawdzający. W jego czasie już w 45 min. kierujący może odzyskać uprawnienia. Tyle że korzyść z takiego rozwiązania jest osiągana, ale głównie u osób posiadających jedną kategorię prawa jazdy. W przypadku kilku kategorii (a więc często kierowców zawodowych), sprawa staje się poważna. Wtedy egzamin sprawdzający jest konieczny dla każdego z uprawnień. Tu reedukacja naprawdę mogłaby się przydać...
Największym paradoksem w tej sytuacji jest to, że przepisy w zakresie kursów reedukacyjnych już są. Do ich pełnego wdrożenia wystarczy zrobić zatem tylko krok. Wyobraźcie sobie zatem, że idziecie do sklepu spożywczego. Jest w nim cały regał pieczywa. Wybieracie chleb, udajecie się do kasy, a kasjerka nie może wam go nabić i sprzedać, bo nie ma go w bazie obsługiwanej przez system fiskalny. Rozczarowanie to mało powiedziane.