Jednym założeń teorii Darwina jest to, że największe szanse na przeżycie mają osobniki najlepiej przystosowane do warunków, w których przyszło im się rozwijać. Korzystne cechy warunkujące to przetrwanie kumulują się w następnych pokoleniach.
Więcej ciekawostek motoryzacyjnych znajdziesz na stronie Gazeta.pl.
Ponieważ projektanci i producenci samochodów nie muszą polegać na genach, ewolucja w motoryzacji przebiega w przyspieszonym tempie. Samochody, które się dobrze sprzedają, przetrwają. Z produkcji mniej udanych modeli rezygnuje się szybko, często już w kolejnej generacji.
Tak było zawsze i zawsze tak będzie. Jeśli spojrzeć na zdjęcia modeli z dowolnego okresu w historii motoryzacji, modele były podobne do siebie. Obecne czasy nie są wyjątkiem, tylko lubimy myśleć, że kiedyś to było lepiej. Trzeba wszakże wziąć pod uwagę jeszcze jeden czynnik, który decyduje o ich formie: środowisko, w jakim funkcjonują.
Amerykańskie auta kiedyś wyglądały zupełnie inaczej niż europejskie albo japońskie, bo były używane w innych warunkach. Przez globalizację albo dzięki niej od pewnego czasu wyglądają coraz podobniej do siebie, niezależnie od kontynentu. Dlaczego od kilku dekad są SUV-ami? Odpowiedź na to pytanie jest najciekawsza. Zadecydowały o tym amerykańskie przepisy.
Takie teorie można ostatnio przeczytać na poważnych portalach motoryzacyjnych z USA. Wygląda na to, że mają faktyczne podstawy. Nie wierzycie? To poczytajcie. Zwrócił na to uwagę m.in. Jason Torchinsky z "Road and Track". Idealne proporcje i kształt współczesnych samochodów wyznaczają w dużej mierze przepisy zza Wielkiej Wody.
Przede wszystkim jednak nowe normy emisji spalin i innych szkodliwych substancji są coraz bardziej restrykcyjne. Najłatwiej im sprostać, tworząc aerodynamicznie opływowe auta, które niezależnie od mocy silników zużywają odpowiednio mniej energii na wprawienie się w ruch.
To trend, który dodatkowo spotęgowała elektryfikacja, bo w przeciwieństwie do aut z napędem spalinowym, energii nie da się szybko uzupełnić. Dlatego trzeba ją jeszcze bardziej szanować. Chodzi nie tylko o koszt ekonomiczny i środowiskowy, ale i czas. A to jedyny towar, którego nie da się recyklingować.
Dlatego samochody stają coraz bardziej obłe. Jeśli liczycie, że to się zmieni w erze elektryków, będziecie rozczarowani. Po początkowym zachłyśnięciu się nowymi możliwościami, projekty czeka dość szybki powrót do najbardziej efektywnych kształtów.
To częściowo wyjaśnia podobieństwo współczesnych samochodów. Ale dlaczego niemal wszystkie to SUV-y i crossovery o podwyższonym prześwicie i charakterystycznej dwubryłowej sylwetce? Wyjaśnienie tego fenomenu również można znaleźć w przepisach, ale tym razem amerykańskich.
Od lat powtarzamy, że mieszkańcy USA uwielbiają SUV-y, bo są wszędobylskie, wygodne i kojarzą się z aktywnym stylem życia. Być może to również są powody ich popularności, ale podstawowym okazują się amerykańskie przepisy, które od lat 60. wyznaczają różne normy zderzeniowe oraz emisji dla pojazdów osobowych dwóch oddzielnych kategorii: pasażerskich (ang. passenger automobile) oraz pozostałych (no-passenger automobile). Już kilka lat temu pisał o tym Jason Cammisa z "Road and Track".
Druga grupa podlega mniej restrykcyjnym przepisom. Zgadnijcie, co trzeba zrobić, żeby samochód został do niej zaliczony? Wystarczy, że będzie SUV-em! Tak naprawdę rzeczywistość jest trochę bardziej skomplikowana. Do kategorii aut "niepasażerskich" przepisy zaliczają samochody kempingowe (RV), pikapy, terenowe i użytkowe o niedużym tonażu, ale wszystkie muszą spełniać określone warunki.
Prawo między innymi określają ich parametry techniczne, wśród których znalazły się typowo terenowe dotyczące geometrii podwozia: kąty natarcia, zejścia, wykrzyżowania osi oraz prześwit. Teoretycznie takie szczegóły miały dotyczyć samochodów terenowych, ale norma, która je określa, nie wymaga nawet stosowania napędu 4x4. Wystarczy, że samochód ma dopuszczalną masę całkowitą przekraczającą 6000 funtów (ok. 2,7 tony). W innym przypadku do kategorii "non-passenger automobiles" nie załapałyby się pikapy, a przecież nie można tego zrobić najpopularniejszej kategorii samochodów w USA.
Dlatego, chociaż większość współczesnych SUV-ów nigdy nie zjeżdża z asfaltu, wszystkie mają charakterystyczne podbródki (zderzaki) i spory prześwit. Są po to, aby spełnić wymagania mniej restrykcyjnej normy określonej w amerykańskich przepisach.
Jeśli sprawdzicie dane techniczne, kąt natarcia zwykle będzie minimalnie lepszy od 28 stopni (taki musi być w "non-passenger automobile"), kąt zejścia wyniesie nie mniej niż 20 stopni, a wykrzyżowania osi nieznacznie przekracza 20 stopni. Prześwit (odległość pomiędzy nawierzchnią a najniższym elementem podwozia) musi mieć co najmniej 20 cm, a osie nie mogą być bliżej niż 18 cm od nawierzchni.
W niektórych przypadkach, żeby uzyskać wymagane parametry, wystarczało podwyższyć zawieszenie osobowego auta. Wówczas w świetle przepisów stawał się "samochodem niepasażerskim". To wyjaśnia fenomen podniesionych kombi, który zaczęły amerykańskie marki, a podchwyciły Subaru oraz Volvo.
Ponieważ w ostatnich dekadach amerykański rynek był największy na świecie, często dyktował kształt aut sprzedawanych na pozostałych kontynentach. Dodatkowo zadziałała rosnąca moda na SUV-y w stylu USA. Opisany fenomen SUV-ów podobnych do siebie jak dwie krople wody przypomniał ostatnio Bob Sorokanich z Jalopnika, przy okazji przywołując już słynną grafikę Adriana Hanfta, która zatacza coraz szersze kręgi w internecie od 2015 r.
Teraz moda na SUV-y powoli słabnie, bo samochody elektryczne nie emitują spalin, za to coraz ważniejszy staje się opływ powietrza, który pogarsza wysoka sylwetka. Pewnie dlatego zamiast kolejnych SUV-ów na rynku widzimy coraz więcej crossoverów na prąd. Kiedy następnych razem taki samochód przejedzie bezgłośnie koło was, przypomnijcie sobie, skąd się wziął ten pomysł.