Kolejną porcję zimowych porad eksploatacyjnych znajdziesz również w serwisie Gazeta.pl.
Jest zima. A jak mówi klasyk, zimą musi być zimno. Takiego stanu rzeczy nie lubią jednak nie tylko nasze dłonie, ale i... akumulator zamontowany w pojeździe. Pod wpływem niskich temperatur ujawniają się w nim nawet najdrobniejsze niedobory prądu. W efekcie rozruch silnika o poranku może nie być możliwy. Kierowca zamiast usłyszeć odpaloną jednostkę napędową, zobaczy leniwie przygasające kontrolki na tablicy zegarów.
No dobrze, a więc silnik nie chce odpalić, kierujący musi się jednak dostać do pracy. Już powinien wzywać taksówkę? Nie zawsze. Życie może mu uratować rozruch na kable. Tyle że wcześniej musi mieć zarówno przewody rozruchowe, jak i "dawcę" prądu. W tej roli powinien pojawić się inny samochód – może to być auto sąsiada, przypadkowej osoby przejeżdżającej obok lub np. taksówka czy pojazd straży miejskiej. To nie ma znaczenia. Znaczenia ma dopiero sposób podłączenia przewodów. To tu można popełnić brzemienny w skutkach błąd.
Zanim prowadzący połączy klemy w dwóch akumulatora, powinien oddzielić od siebie przewody rozruchowe. Powód? W sytuacji, w której podłączy kable do akumulatora dawcy i dotknąłby do siebie przeciwległe zaciski, doszłoby do zwarcia. To w najlepszej opcji oznaczałoby uszkodzenie akumulatora. W najgorszej uszkodzenie akumulatora i instalacji elektrycznej w pojeździe. Koszty naprawy byłyby zatem liczone w tysiącach złotych.
Kable są oddzielone, zaciski nie stykają się. Jak zatem podpiąć przewody rozruchowe? Kluczową kwestią jest kolejność. Oto prawidłowa:
Akumulatory są podłączone. To oznacza, że nadal jest jeszcze kilka rzeczy, o których kierujący mogą pamiętać. Mowa o:
"Pożyczka" prądu zakończy się sukcesem? Zatem prowadzący nie powinien gasić silnik. Najlepiej aby odłączył przewody i ruszył w drogę. Dobrze gdyby pokonał samochodem dobre kilka kilometrów. Tak, aby alternator zdążył doładować baterię i tak, żeby nie wygenerowała ona kolejnego problemu podczas następnej próby rozruchu.