System start-stop jest od lat stanowi obowiązkowe wyposażenie fabrycznie nowych samochodów spalinowych sprzedawanych na terenie Unii Europejskiej. Zasada jego działania jest prosta. Gdy auto zatrzymuje się, silnik automatycznie gaśnie. Jego ponowny rozruch następuje w sytuacji, w której kierujący podejmie próbę ruszenia z miejsca. Ten schemat działania wielokrotnie opisywaliśmy m.in. w serwisie Gazeta.pl.
Start-stop niestety nie zaskarbił sobie sympatii kierowców. Powód? Choć UE obiecuje oszczędność nawet litra paliwa na każde 100 km, właściciele aut powołują się na aspekty czysto eksploatacyjne lub praktyczne. Opóźnienie powodowane przez rozruch silnika sprawia, że kierowca nie może np. szybko opuścić skrzyżowania podczas oczekiwania na możliwość wykonania lewoskrętu. Dodatkowo prowadzący podczas częstego gaszenia i odpalania jednostki napędowej, boją się szybszego zużycia akumulatora, rozrusznika i turbosprężarki, a do tego przytarcia silnika czy ciągłego przerywania procedury wypalania filtra cząstek stałych w dieslu.
Włodarze UE nie mają serca i zmuszają kierowców do korzystania z systemu start-stop? Nie do końca. Obowiązkowo auta muszą bowiem posiadać również przycisk służący do jego dezaktywacji. Czasami jest to fizyczny przycisk na konsoli, a czasami opcja w systemie multimedialnym. Tylko czy wyłączenie układu start-stop w czasie jazdy nie jest wykroczenie? No właśnie...
Skoro przepisy unijne pozwalają na stosowanie przycisków dezaktywujących, wyłączenie systemu w czasie jazdy nie może być nielegalne. A przynajmniej jak na razie nie ma żadnych przepisów, które mogłyby o tym mówić. Szczególnie że ich wprowadzenie okazałoby się karkołomne. Czasami start-stop sam się dezaktywuje. Tak stanie się chociażby w przypadku, w którym poziom naładowania akumulatora jest zbyt niski lub silnik nie będzie wystarczająco dogrzany. I okoliczność ta może występować jedynie chwilowo. Policjanci w czasie kontroli drogowej mieliby zatem poważny problem ze sprawdzeniem tej przesłanki i podjęciem decyzji o ewentualnej karze.
Oczywiście to jeszcze nie oznacza, że za dezaktywowanie systemu start-stop kierującego nie czekają żadne konsekwencje. Czekają! Tyle że do ich pojawienia się, konieczne jest spełnienie aż dwóch przesłanek dodatkowych. Mowa o:
Zakładając czysto potencjalnie, że diagnosta zauważyłby komputerowe wyłączenie start-stopa w aucie, miałby pełne prawo nie przedłużyć ważności badania technicznego. Pojazd nie spełnia bowiem wymogów homologacyjnych.