Śląska policja opisuje kolejną skuteczną interwencję policjanta z Zabrza, który już kilkukrotnie w swoim czasie wolnym zatrzymywał pijanych kierowców. Tym razem jednak udało mu się odzyskać ciągnik-widmo, którego historia okazała się sporym zaskoczeniem.
Było tuż przed północą, gdy policjant wracał do domu ze służby. Po drodze w Trachach (woj. śląskie) w gminie Sośnicowice funkcjonariusz natknął się na ciągnik rolniczy jadący drogą bez jakiegokolwiek oświetlenia. Traktorzysta jechał po omacku i miał twarz zamaskowaną tzw. kominem.
Policjant zajechał drogę traktorowi i zmusił jego kierowcę do zatrzymania. Chciał z nim porozmawiać, ale mężczyzna na widok funkcjonariusza zeskoczył z pojazdu, uciekł z drogi i wbiegł do lasu. Ze względu na całkowite ciemności, pogoń za podejrzanym nie miała szans na powodzenie. Na miejsce wezwano więc wsparcie i przewodnika z psem tropiącym. W kabinie ciągnika zabezpieczono ślady kryminalistyczne, ale traktorzysty nie udało się wytropić ze względu na złą pogodę.
Traktor odholowano, ale pojawił się problem ze znalezieniem właściciela. Pojazd nie miał zamontowanych tablic rejestracyjnych. Nie miał też żadnych oznaczeń, które naprowadziłyby policjantów do właściciela lub firmy, do której należy. Udało się jedynie ustalić, że ciągnik od długiego czasu stał nieużywany na polu w Tworogu Małym.
Pocztą pantoflową wieść o traktorze-widmo trafiła do właściciela, a ten zadzwonił na policję. Przekazał, że jest w podróży, ale dowiedział się o zniknięciu należącego do niego ciągnika od znajomego. Zdziwił się też, że pojazd rolniczy udało się uruchomić. Nie dość, że maszyna stała dłuższy czas na polu, to była niesprawna i nie miała akumulatora.
Co ciekawe, zaledwie godzinę później na komendę w Mikołowie zgłosił się... poszukiwany traktorzysta. 30-latek przyznał się do kradzieży ciągnika i wyraził skruchę. Mężczyzny na razie nie spotkała kara. Policjanci muszą najpierw ustalić, jak złodziejowi w ogóle udało się uruchomić traktor i jakie miał co do niego plany.