Turcję postrzegamy przede wszystkim z uwagi na kierunek wakacyjnego wypoczynku. To jedna z najpopularniejszych destynacji Polaków. Nic dziwnego, bowiem kraj leży na dwóch kontynentach i poza ofertą all exclusive, zapewnia znacznie więcej atrakcji, w tym ślady starożytnych cywilizacji. Nas jednak przyciągnęło zwiedzanie pozornie niezbyt imponującej, kolejnej fabryki Forda.
Współczesne fabryki mogą przypominać centra rozwojowo-badawcze naszpikowane automatyką. Tak też prezentuje się jeden z trzech zakładów w Turcji. Po hali jeżdżą samobieżne roboty transportujące stal, szyby i inne komponenty niezbędne do produkcji samochodów. Zanim tak się stało, losy Forda w tym kraju przeszły długą drogę. Historia zaczęła się pod koniec lat 20., gdy turecka rodzina Koc otworzyła pierwszy salon sprzedaży w Stambule. Auta z owalem na masce cieszyły się na tyle dużym wzięciem, że lokalni biznesmeni zaczęli inwestować potężne środki. 30 lat później powstała linia montażowa Transita w zakładach wybudowanych i zaprojektowanych od podstaw.
Obecnie, konglomerat stworzony przez rodzinę Koc jest największą spółką w Turcji. Od sześciu lat występuje na prestiżowej liście Fortune Global 500 i wciąż rośnie. Jedna z córek, Ford Otosan, zajmuje się produkcją pojazdów użytkowych i generuje roczną sprzedaż netto na poziomie niespełna 9 miliardów dolarów.
W tureckiej grupie kapitałowej Ford ma 41 procent udziałów, co pozwala na ścisłą współpracę i tworzenie nie tylko nowych aut dostawczych, lecz również technologii, w tym systemu jazdy autonomicznej na poziomie 4. Według zapewnień przedstawicieli marki, rozwiązanie jest gotowe i działa nawet w największych ciężarówkach. Czeka tylko na odpowiednie regulacje prawne. Dobrze wiemy, że ten proces może potrwać lata. Tym bardziej, że ogranicza rolę kierowcy do kontrolowania wskaźników i przejęcia sterów w krytycznej sytuacji. Brzmi jak melodia przyszłości, a takie ciągniki siodłowe z naczepami już teraz mogłyby zalać europejskie drogi.
W tej kwestii, inżynierowie mają spore pole do popisu. Na ogromnych terenach przynależnych do spółki, znajdują się centra deweloperskie, a także tory testowe. Łączne zatrudnienie sięga czternastu tysięcy osób, a produkcja idzie pełną parą. Tureckie linie montażowe opuszcza rocznie ponad 450 tysięcy pojazdów, a dzięki inwestycji na poziomie dwóch miliardów dolarów, możliwości produkcyjne wzrosną w 2028 do 650 tysięcy.
Firma zdaje sobie sprawę z potencjału lokalnego kapitału i zaczyna działania od właściwej strony. By zapewnić sobie stały dopływ pracowników, Ford Otosan inwestuje część wypracowanych zysków w edukację, laboratoria i stypendia naukowe. Wyższa jakość kształcenia bezpośrednio przekłada się na lepszą jakość opracowywanych technologii. W Turcji powstają nie tylko popularne w Europie Transity i Tourneo, lecz również lekkie pojazdy użytkowe i ciągniki siodłowe. F-MAX to 18-tonowa ciężarówka, której sprzedano dotąd w Polsce około tysiąca egzemplarzy. Sieć sprzedaży jednak się rozrasta, a katalog marki uzupełni wkrótce odmiana w pełni elektryczna. Będzie dysponować akumulatorem o pojemności 392 kWh brutto i zasięgiem ocierającym się o 300
km. Otosan odpowiedzialny jest także za szereg silników wysokoprężnych oraz benzynowych. Największy z nich ma 12,7 litra pojemności i zasila pojazdy z dywizji Ford Trucks. Naszą uwagę przykuł jednak niewielki Rakun. To dwu lub trzykołowy skuter elektryczny przewidziany dla lokalnych, miejskich dostawców. Potrafi przewieźć do 180 kilogramów ładunku, przejechać 100 kilometrów na prądzie i rozpędzić się do 45 km/h. Szkoda tylko, że jego cena przekracza 12 tysięcy dolarów.
Otosan jest jedyną firmą w Turcji, która zapewnia stworzenie pojazdu od najmniejszej śrubki po poszycie karoserii. Nic dziwnego, że Ford zdecydował się umieścić biura projektowe właśnie w tym miejscu. Nad kolejnymi generacjami aut użytkowych pracują zarówno projektanci, inżynierowie, jak i księgowi oraz marketingowcy. To właśnie stąd pochodzi blisko 90 procent Transitów sprzedawanych na Starym Kontynencie. Transport odbywa się głównie drogą morską poprzez port ulokowany w cieśninie Bosfor. Rzut kamieniem do Europy i niewiele dalej na pozostałe kontynenty.
Około 1250 samochodów użytkowych każdego dnia opuszcza mury tureckich fabryk. Obecnie dominują spalinowe warianty, ale już w 2030 Ford planuje, by połowa produkcji była czysto elektryczna. 10 lat później pojazdy zasilane paliwami kopalnymi mają odejść w niebyt. Póki co, wykonano pierwszy krok - energia do zasilania zakładów pochodzi w znacznej części z zielonych, odnawialnych źródeł.
Kolejną ciekawostką jest fakt, że elektryki mają wspólną taśmę montażową ze spalinówkami. Tylko na ostatnim etapie ich drogi się rozjeżdżają, bowiem bezemisyjne Transity trafiają na stanowiska montażu zespołu trakcyjnego. Cały proces zajmuje dosłownie chwilę. To pokazuje, że producenci są już gotowi na masową produkcję samochodów elektrycznych. Pozostaje tylko czekać na równie entuzjastyczną reakcję rynku.