Ogromny stres, długa lista manewrów parkingowych do opanowania oraz egzaminator czekający na każde potkniecie – tak w skrócie można podsumować proces zdobywania uprawnień do jazdy samochodem w Polsce. Przekonał się o tym pan Bogdan z Łodzi, który ma za sobą już 53 nieudane podejścia do zaliczenia egzaminu praktycznego na prawo jazdy.
Więcej ciekawych newsów motoryzacyjnych znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Emerytowany 65-latek od trzech lat jest stałym klientem Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Łodzi. Za każdym razem zostawia w kasie 140 zł, żeby przystąpić do państwowego egzaminu. Przez ostatnie lata zasilił kasę ośrodka o prawie 7,5 tys. zł.
Niedoszły kierowca zdradził w rozmowie z łódzkim dziennikiem, że egzamin teoretyczny zdał za pierwszym razem, a przedtem zaliczył egzamin wewnętrzny w szkole jazdy, a także dokupił dodatkowe godziny jazdy, żeby jak najlepiej przygotować się do egzaminu praktycznego.
Jednak podczas jazdy z instruktorem zawsze znalazł się błąd, który przeważył o negatywnej ocenie. Pan Bogdan stwierdził, że egzaminatorzy w Łodzi "są tak precyzyjni, jak aptekarze". Wiele razy usłyszał, że zbyt szybko wjechał na górkę lub najechał na linię. Jego zdaniem zawsze znajdzie się coś, co zrobił niedokładnie.
Jednak dotychczasowe niepowodzenia nie zraziły go na tyle, żeby zrezygnować z marzeń. Już w czwartek (24 listopada 2022 r.) pan Bogdan podejdzie po raz 54 do egzaminu na prawo jazdy.
Powiedziałem sobie, że nie odpuszczę
- powiedział Bogdan Matusiak na łamach „Expressu Ilustrowanego".
Dodał też, że nie ma zamiaru jechać do innego miasta, żeby zdać egzamin. Nie ma w planach odwiedzania urzędów i proszenia o udostępnienie nagrań, aby dochodzić słuszności decyzji egzaminatorów. Jego głównym motywatorem do zdania egzaminu na prawo jazdy jest Fiat Seicento, którym zamierza jeździć na działkę za miasto.